Za nami zdecydowanie czerwony tydzień. Kryzys energetyczny w Europie straszy wprawdzie na wszystkich parkietach, ale naszemu dostaje się dodatkowo przez wyjątkowo słabe dane makro. Wyższa od oczekiwań inflacja (16,1 proc.) i niższy od prognoz PMI (40,9 pkt) utwierdzają tylko w przekonaniu, że czeka nas trudniejszy ekonomicznie czas. Giełda niby dyskontuje to już od blisko roku, ale ciągle dna tego dyskonta znaleźć nie może. A liczby robią już niemałe wrażenie. Od początku roku WIG stracił 29 proc., a w samym sierpniu aż 8,8 proc. Trzy indeksy branżowe – WIG-energia, WIG-chemia i WIG-górnictwo – zanurkowały w ubiegłym miesiącu po ponad 20 proc., a w ścisłym gronie najsłabszych spółek znalazły się aż cztery blue chipy (PGE, KGHM, PKN Orlen i PGNiG). W minionym tygodniu głośno było o artykule w Bloombergu, w którym pisano, że GPW jest najgorszym w tym roku rynkiem akcji pod względem skali strat.
Patrząc na wykresy, też trudno o optymizm. WIG20 przełamał dołek z października 2020 r. (1496 pkt) i w porywach spadał do 1462 pkt. Jeśli za potencjalny cel przyjąć kolejny ważny dołek, to na horyzoncie pojawia się pandemiczne minimum – 1248 pkt. Indeks mWIG40 pozostaje relatywnie silniejszy od WIG20, ale przełamał wsparcie 4000 pkt i pogłębił dołek bessy do 3769 pkt. Światełkiem w tunelu zostaje tylko wskaźnik maluchów, który do końca tygodnia trzymał się nad dołkiem, dając tym samym cień szans na wykonanie zwrotu w górę. Niestety – fatalnie wyglądają historyczne statystyki dla września. Dla szerokiego WIG-u jest to drugi po czerwcu najgorszy miesiąc w roku. Średnia zmiana wynosi w nim -1,3 proc. Nawet kiedy z szeregu danych pominąć wartości skrajne, to wynik i tak pozostaje pod kreską, dokładnie -0,9 proc. Mediana zmian też jest ujemna i wynosi -0,83 proc. Jest to efekt tego, że w ciągu 31 lat w 18 przypadkach wrzesień przynosił spadek WIG-u, a w 13 jego wzrost. Mamy więc 42-proc. trafność. Dodajmy jeszcze, że średnia wzrostowych wrześniów to 4,8 proc., a spadkowych -5,7 proc. Na jaką statystykę nie spojrzeć – wygrywają niedźwiedzie.
Obraz warszawskiego rynku akcji jest więc słaby. W nagłówkach medialnych i w specjalistycznych mediach społecznościowych da się wyczuć gęstą atmosferę pesymizmu. I być może w tym należy upatrywać największych teraz szans. Bo rynki akcji mają to do siebie, że odbijają wtedy, kiedy większość jest zrezygnowana. Trudno powiedzieć, czy już weszliśmy w te fazę. A nawet jeśli tak, to trudno powiedzieć, czy kontrsiły będą na tyle duże, by zmienić trend, czy wystarczy tylko na korektę. Tak czy owak – ktoś w końcu zacznie łapać te noże. A gdzie ma to robić, jeśli nie na najgorszym rynku świata?