Adam Marciniak, który stanął na czele VeloBanku, przekonuje, że ma plan, jak wyjść na prostą. Jak mówił w mediach, bank będzie starał się przede wszystkim wyjść z dobrą ofertą kredytową, także w zakresie kredytów hipotecznych, by poprawić wskaźnik kredytów do depozytów, który dziś jest bardzo niski i wynosi ok. 55 proc. Istotnym celem jest też aktywizacja klientów, bo bank ma ich ok. 1 mln, ale tylko 300 tys. jest aktywnych.
Prezes zakłada, że podjęte działania pozwolą, by w ciągu roku VeloBank zamiast strat (jak to było w przypadku GNB) zaczął przynosić zyski, rzędu 300–400 mln zł na koniec 2023 r. Mają one posłużyć do dokapitalizowania banku.
Ogrom problemów
Zdaniem ekspertów diagnoza przedstawiona przez prezesa Marciniaka jest słuszna, co nie zmienia faktu, że problemy pozostają ogromne. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że VeloBank został odciążony od kredytów frankowych, które topiły GNB. – Nowy podmiot jest nadpłynny, co pozwala na istotne zmniejszenie kosztu finansowania poprzez zrezygnowanie z najdroższych depozytów i zwiększenie udziału rachunków bieżących – wyjaśnia Andrzej Powierża, analityk BM Banku Handlowego. – Aby poprawić rentowność, bank musi rosnąć po stronie kredytów. Duża płynność też do tego zachęca, ale rozkręcenie akcji kredytowej będzie utrudnione ze względu na niskie kapitały VeloBanku, a także pogarszające się otoczenie rynkowe – mówi Powierża. Warto tu dodać, że jeśli chodzi o popyt na kredyty hipoteczne, widzimy obecnie prawdziwą zapaść na rynku.
Lekcja do odrobienia
Kamil Sobolewski zauważa, że VeloBank jest też obciążony innymi produktami GNB o problematycznej jakości. Na części z nich ciążą zarzuty UOKiK o misseling oraz stosowanie niedozwolonych klauzul, część kredytów jest zaś zagrożona, ponieważ udzielane były klientom o niskiej wiarygodności (prezes Marciniak przekonuje, że tego typu kredyty już zniknęły z portfela).
– W bankowości kluczowe jest też budowanie relacji z lojalnymi klientami – wylicza Kamil Stolarski. – Pozyskiwanie klientów agresywną ofertą cenową czy wyższym apetytem na ryzyko często okazuje się zbyt kosztowne i rzadko przyczynia się do zbudowania trwałych relacji z klientami – podkreśla. – Teraz VeloBank ma trudną lekcję do odrobienia – dodaje Stolarski.
Będą chętni?
Obecnie „właścicielem” VeloBanku jest publiczny nadzorca – Bankowy Fundusz Gwarancyjny – oraz System Ochrony Banków Komercyjnych (na który złożyło się osiem banków komercyjnych). Stąd docelowo musi on być sprzedany, najlepiej w perspektywie dwóch lat. Czy znajdą się chętni?