Mimo że komitet otwartego rynku w środę nie zaskoczył negatywnie inwestorów, zgodna z oczekiwaniami podwyżka stóp o 0,75 pkt proc. wywarła jednak wyraźny wpływ na sytuację na rynkach finansowych. Indeks dolara w środę rósł o nieco ponad 1 proc., co należy uznać za ruch znaczący, tym bardziej że amerykańska waluta umacniała się już wcześniej. Dollar Index wskoczył na poziom najwyższy od czerwca 2002 r. Podobnie jest w przypadku kursu euro. Rentowność amerykańskich skarbowych obligacji dziesięcioletnich już we wtorek sięgała nawet 3,6 proc. W środę miało miejsce cofnięcie, ale rentowność nadal pozostała powyżej 3,5 proc. To poziom najwyższy od kwietnia 2011 r. Dość nerwowa była także reakcja Wall Street na decyzję Fed. Główne indeksy w środę traciły po 1,7–1,8 proc., a do środy spadki sięgały po około 2 proc. Choć sama skala podwyżki stóp nie stanowiła zaskoczenia, to jednak wrażenie mogła wywrzeć deklaracja Jerome’a Powella o determinacji w dążeniu do ograniczenia presji inflacyjnej i zapowiedź kontynuacji cyklu zaostrzania polityki pieniężnej, choć w jakiejś perspektywie tempo tego zaostrzania może być mniejsze. Fed obniżył też prognozę dynamiki wzrostu PKB na obecny rok z czerwcowych relatywnie optymistycznych 1,5–1,9 proc. do zaledwie 0,1–0,3 proc. i do 0,5–1,5 proc. na rok 2023. W kolejnych latach amerykańska gospodarka ma przyspieszać, ale niezbyt dynamicznie (1,4–2 proc. w 2024 r. i 1,6–2 proc. w 2025 r.). Fed podwyższył również prognozę stopy bezrobocia do średnio 4,4 proc. w latach 2023–2024.
Przed decyzją Fed na głównych giełdach europejskich było dość spokojnie. Do środy DAX minimalnie szedł w górę, o zaledwie 0,1 proc. Z kolei paryski CAC40 szedł w dół o prawie 1 proc., a londyński FTSE 250 – o 0,5 proc. Stoxx Europe 600 zniżkował o nieco ponad 1 proc. Pod presją umacniającego się dolara znalazły się rynki wschodzące. MSCI Emerging Markets w pierwszej połowie minionego tygodnia zniżkował o 1,9 proc., z czego 1,7 proc. tracił w środę, po ogłoszeniu kolejnej podwyżki stóp procentowych w USA.
Mieszane nastroje na Książęcej
Ostatnie dni przyniosły wyraźne zróżnicowanie nastrojów na warszawskim parkiecie. Indeksy największych firm i szerokiego rynku zwyżkowały do środy po 0,3–0,5 proc. To niewiele, ale w przypadku WIG20 na korzyść byków przemawia udana, choć symboliczna obrona przed zejściem poniżej 1500 pkt. To jednak nic więcej niż kontynuacja trwającej od trzech tygodni tendencji bocznej. To zawsze coś, po tym jak indeks niedawno testował dołek z listopada 2020 r. Jednak trudno jeszcze mówić o rozstrzygnięciu i zażegnaniu zagrożenia. Przeszkodą może być umocnienie się dolara, widoczne w minioną środę. W efekcie WIG20 przeliczony na amerykańską walutę zniżkował o ponad 2 proc., a MSCI Poland – o 2,5 proc. Co ciekawe, osłabienie złotego zwykle niekorzystnie wpływa na indeks największych firm, a tym razem pogorszyły się nastroje w segmencie małych i średnich spółek. mWIG40 zniżkował o 0,6 proc. Obraz rynku jest tu bardzo niekorzystny. Po sięgającym niemal 5,5 proc. tąpnięciu z poprzedniego tygodnia byki nie znalazły siły na nawet symboliczne odreagowanie. Pogłębienie spadkowej tendencji robi bardzo złe wrażenie. Nie byłoby niczym dziwnym, by w grze znalazł się dołek z listopada 2020 r., do którego brakuje już tylko około 500–700 pkt. Biorąc pod uwagę atmosferę na rynkach, nie jest to zbyt wiele, choć z drugiej strony trzeba brać pod uwagę fakt, że indeks średniaków spadł od początku roku o 29 proc., więc nie można wykluczyć wzrostowego odreagowania. W przypadku sWIG80 sytuacja nie jest lepsza, tyle tylko, że indeks małych firm od początku roku traci „jedynie” 17 proc. Polska gospodarka wysyła sygnały pogarszania się koniunktury, ale dalszy rozwój sytuacji na naszym parkiecie zależeć będzie przede wszystkim od tego, co będzie działo się na głównych giełdach światowych oraz emerging markets.