Dwucyfrowe spadki na GPW znów stały się rzeczywistością

Inwazja Rosji na Ukrainę wywołała falę paniki na GPW. Inwestorzy w popłochu sprzedawali praktycznie wszystko, jak leci. Analitycy próbują szukać dna rynkowego, jednak zgodnie podkreślają, że prognozowanie w obecnych warunkach jest wyjątkowo trudne.

Aktualizacja: 24.02.2022 18:07 Publikacja: 24.02.2022 17:32

Dwucyfrowe spadki na GPW znów stały się rzeczywistością

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Wydawało się, że dwucyfrowe spadki indeksu WIG20, które obserwowaliśmy podczas pierwszego uderzenia koronawirusa, szybko się nie powtórzą. Nie minęły jednak dwa lata, a czarny scenariusz znów się zmaterializował. W czwartek, po tym jak Rosja zaatakowała Ukrainę, inwestorzy znów wpadli w panikę i byliśmy świadkami masowej wyprzedaży akcji. WIG20 w pierwszych minutach handlu tracił około 5 proc., jednak szybko spadki zaczęły być dwucyfrowe. W pewnym momencie indeks największych spółek tracił ponad 12 proc. i zjechał poniżej 1800 pkt. Dwucyfrowych spadków doświadczały także mWIG40 i sWIG80. Około 30 proc. tracił indeks WIG-Ukraine. Analitycy mówią wprost: prognozowanie przyszłości to w obecnych warunkach wróżenie z fusów.

Ucieczka inwestorów

Wśród spółek z WIG20 ciężko było znaleźć takie, których akcje zyskiwałyby na wartości. Wiele traciło grubo ponad 10 proc., a outsiderem była firma LPP, która traciła nawet ponad 20 proc.

– Rozpoczęcie inwazji na Ukrainę przeniosło inwestorów w nową rzeczywistość. Rzeczywistość, w której dwucyfrowe spadki największych spółek z GPW nie budzą sprzeciwu kapitału. Chętnych do łapania spadającego noża jest niewielu, przez co ewakuacja z rynku jest utrudniona – mówi Piotr Kaźmierkiewicz, analityk BM Pekao. Tak samo utrudnione, szczególnie w obecnym otoczeniu, jest prognozowanie przyszłości.

– Putin prowadzi politykę faktów dokonanych i najbliższych kilka dni będzie kluczowych w siłowych negocjacjach. Z punktu widzenia rynku kapitałowego tąpnięcie RTS o 46 proc. i paniczna wyprzedaż na GPW, jeszcze przed rozpoczęciem sesji w USA oraz przed piątkową sesją, tworzą układ zachęcający do ograniczania ryzyka i wyprzedaży. Niestety, rozstrzygnięcie jest poza polskim rynkiem kapitałowym i określenie strefy wsparcia jest na tym etapie eskalacji wróżeniem z fusów, ponieważ przy aktualniej dynamice rynku liczy się przede wszystkim płynność i ograniczenie pozycji bez względu na poziom cenowy – mówi Sobiesław Kozłowski, dyrektor w Noble Securities.

Kiedy odbicie?

WIG20 po tym, jak w marcu 2020 r. spadł o rekordowe ponad 13 proc. w trakcie jednej sesji, w kolejnych dniach zaczął odrabiać covidowe straty. Chociaż trudno porównywać pandemię z wojną, to eksperci wskazują, że rynki szybciej czy później powinny odbić. Konia z rzędem temu, kto powie, kiedy to nastąpi i z jakich poziomów będziemy odbijać.

– Spadając tak mocno w tak relatywnie krótkim czasie, WIG zrealizował już większość całego potencjału spadkowego wynikającego z uśrednionej historycznej ścieżki uwzględniającej przypadki z lat 2018, 2015, 2011, 2007, 2000 i 1997. Taka uśredniona ścieżka w najgorszym momencie oznaczała przecenę o 30 proc. – i to dopiero po kilkunastu miesiącach od odnotowania szczytu. Teraz negatywne wydarzenia rozgrywają się o wiele szybciej, a więc paradoksalnie, można się zastanawiać, czy również odpowiednio wcześniej się nie zakończą – uważa Tomasz Hońdo, starszy ekonomista w Quercus TFI.

Czytaj więcej

Kto jest najbardziej zagrożony?

– WIG20 zszedł w czwartek poniżej bariery 1800 pkt. Z czysto technicznego punktu widzenia warto odnotować, że w ten sposób zmaterializował się scenariusz zejścia o wysokość formacji głowy z ramionami (minimalny zasięg zlokalizowany był przy 1880 pkt). Poziom ten stanowi obecnie kluczowy opór, dopiero którego przełamanie zmieniłoby nastawienie do rynku. Szukając potencjalnych punktów zwrotnych, można co najwyżej posłużyć się wielkością zejścia po ostatnim „czarnym łabędziu", czyli covidowej wyprzedaży. Przekładając skalę i dynamikę ówczesnego spadku na WIG20, poziomem docelowym jest... dołek z końca października 2020 r., czyli okolice 1500 pkt. Trzeba jednak pamiętać, że prognozowanie przesunięć wobec eskalacji ryzyk geopolitycznych pozostaje zadaniem karkołomnym, jeśli nie z góry skazanym na niepowodzenie – podkreśla Piotr Kaźmierkiewicz.

Rafał Sadoch analityk, BM mBanku

Atak na Ukrainę spowodował panikę na rynkach finansowych, której skala obecnie może być trudna do przewidzenia. Ciężko prognozować, jakie będą kolejne kroki i gdzie zakończy się wyprzedaż ryzykownych aktywów. Niewiadoma jest skala konfliktu, a ani jego czas jego trwania. Niemożliwe do oszacowania są w tym momencie negatywne konsekwencje gospodarcze. W takim środowisku aktywa uważane za bardziej ryzykowne będą pozostawały w defensywie, a kapitał może płynąć w kierunku bezpiecznych przystani. Niestabilność nie sprzyja rynkom. Tak jak przed dwoma laty notowania ropy podlegały nieuzasadnionej zmienności, tak i teraz sytuacja może być podobna. Należy pamiętać o tym, że podobnie jak w 2020 r., tak i teraz zmienność zostanie opanowana, a rynki finansowe wrócą do równowagi. Trudno na obecną chwilę powiedzieć, kiedy to się stanie ani z jakich poziomów.

Gospodarka światowa
Giełda moskiewska zawiesiła notowania
Materiał Promocyjny
Pierwszy bank z 7,2% na koncie oszczędnościowym do 100 tys. złotych
Kryptowaluty
Bitcoin traci przez wojnę.
Gospodarka światowa
Ceny zbóż coraz wyższe. Świat robi zapasy
Handel i konsumpcja
BM Pekao zawiesza rekomendacje dla ukraińskiej spółki w reakcji na inwazję
Giełda
Punkt zwrotny na WIG20? Możliwe nawet 1500 pkt
Firmy
Na giełdzie leje się krew, ale dwie spółki mocno drożeją