Przed tygodniem obszernie analizowaliśmy przydatność popularnego wskaźnika cena/wartość księgowa. Pozostańmy jeszcze przy nim, ale tym razem w radykalnie zmodyfikowanej wersji, która jest stosunkowo mało znana, a jednocześnie kryje w sobie spory potencjał. Koncepcję, którą opiszemy, zaproponował niegdyś prof. Benjamin Graham, legendarny mentor Warrena Buffetta, najbogatszego amerykańskiego inwestora giełdowego.
Tylko płynne aktywa na celowniku
Graham, zwany „ojcem inwestowania w wartość" (value investing), wpadł na pomysł, by do obliczania wartości księgowej spółek brać tylko tę część ich majątku, którą można stosunkowo łatwo spieniężyć. Przyjął, zgodnie z logiką księgowości, że są to tzw. aktywa obrotowe (krótkoterminowe), czyli np. zapasy, należności od odbiorców, a wreszcie czysta gotówka. Majątek ten można spieniężyć znacznie szybciej niż aktywa trwałe, takie jak fabryki, maszyneria itp. Poza tym do pominiętych przez Grahama aktywów trwałych zaliczają się trudne do wyceny wartości niematerialne i prawne, w tym tzw. wartość firmy, która nie stanowi żadnego realnego majątku (to księgowy zapis powstały wraz z przejęciem innej firmy powyżej jej wartości).
Standardowa wartość księgowa przedsiębiorstwa, na podstawie której wyliczany jest widoczny w tabelach giełdowych wskaźnik C/WK, jest obliczana w taki sposób: suma wszystkich aktywów (majątku) – suma długów. Tymczasem Graham zaproponował zmodyfikowany wzór: suma aktywów obrotowych – suma długów. W tej drugiej formule kluczowe jest to, że o ile spośród wszystkich aktywów do obliczeń bierze się jedynie te obrotowe, to tego samego zabiegu nie stosuje się w odniesieniu do długów. Bierze się pod uwagę nie tylko zobowiązania krótkoterminowe, lecz wszystko to, co winna jest spółka. Obliczony w ten sposób „wycinek" standardowej wartości księgowej Graham nazwał „aktywami obrotowymi netto" (AON, ang. Net Current Assets).
Narzędzie sprawdzone w czasach wielkiego kryzysu
Widać od razu, że AON są bardzo konserwatywnym podejściem do wyceny przedsiębiorstw. Pomija się całkowicie majątek trwały, który przecież niekiedy jest sporo wart. Skąd w ogóle taki pomysł? Łatwo to zrozumieć, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich rodziły się koncepcje Grahama. Na własnej skórze odczuł on jako zarządzający funduszem drastyczną bessę z czasów wielkiego kryzysu lat 30. XX wieku. Widział, jak akcje, które wydawały się bardzo tanie, taniały jeszcze bardziej. Kiedy wreszcie kryzys dobiegł końca, Graham obserwował dla odmiany, jak wiele ze skrajnie tanich walorów zaczynało drożeć w euforycznym tempie.
To właśnie tego rodzaju doświadczenia skłoniły go do szukania bardzo konserwatywnego, ostrożnego, a jednocześnie będącego obietnicą dużych zysków, kryterium doboru akcji. Graham zalecał kupować walory spółek, które na giełdzie wyceniane są poniżej AON. Parę procent różnicy nie interesowało jednak słynnego eksperta i inwestora, który powtarzał, że potrzebny jest „margines bezpieczeństwa". Radził czekać, aż kurs akcji spadnie tak mocno, że dyskonto względem AON wyniesie co najmniej 33 proc. Innymi słowy wskaźnik cena/AON (odpowiednik C/WK) powinien wynosić nie więcej niż 0,67.