„Parkiet" dotarł do uzasadnienia wyroku Sądu Okręgowego w Białymstoku oddalającego roszczenie banku dotyczące opłaty, którą klient miałby zapłacić za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy hipoteki walutowej. To prawdopodobnie pierwszy tego typu wyrok w Polsce. Nie jest prawomocny.
Klient więcej spłacił
Sprawa dotyczy ING Banku Śląskiego i indeksowanego do franka szwajcarskiego kredytu budowlano-hipotecznego, który wypłacił małżeństwu w trzech transzach (dwie latem 2008 r., jedną pod koniec lutego 2009 r.) w łącznej kwocie 125 tys. zł. Klienci spłacali zobowiązanie bez zastrzeżeń do kwietnia 2015 r., gdy zaczęli kwestionować umowę, argumentując to obecnością klauzul niedozwolonych (chodzi o mechanizm przeliczeniowy opierający się na tabeli kursowej banku). W czerwcu 2018 r. Sąd Okręgowy w Katowicach prawomocnie stwierdził, że umowa jest nieważna w całości od dnia jej zawarcia – był to jeden z pierwszych tego typu wyroków w Polsce.
W odpowiedzi bank zażądał od klientów zwrotu kwoty 125 tys. zł kapitału i blisko 47 tys. zł jako opłaty za korzystanie z pożyczonych pieniędzy. Ci argumentowali, że żądanie tej pierwszej kwoty nie ma podstaw ze względu na przedawnienie, drugie zaś określili jako nieznajdujące podstaw prawnych, nieudowodnione i niemożliwe do wykazania. Bank argumentował, że w przypadku kapitału klienci nie mieli żadnych podstaw, aby oczekiwać, że nie będą zobligowani do jego zwrotu, i nie mógł wiedzieć, że w dniu zawarcia umowy klauzule w niej zawarte są niedozwolone.
Białostocki sąd, rozpatrujący roszczenia o kapitał i opłatę za korzystanie z niego, oddalił oba żądania. Przyznał, że nie ma wątpliwości, że klienci uzyskali pieniądze bez podstawy prawnej, więc bankowi przysługuje prawo do żądania ich zwrotu na podstawie przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu (art. 405 k.c.) i nienależnym świadczeniu (410 k.c.). Wprawdzie przyznał rację klientom, że bieg roszczenia przedawnienia powinien liczyć się od momentu wypłaty kredytu, a nie – tak jak sugerują banki – wyroku unieważniającego umowę (czyli w tym przypadku od lipca 2008 r. i lutego 2009 r.). Sąd uznał jednak, inaczej niż chcą frankowicze, że nawet dla banku termin przedawnienia powinien być dziesięcioletni (a nie trzyletni jak dla przedsiębiorców), bo nie wynika ono z umowy (została przecież unieważniona) i ma źródło w bezpodstawnym wzbogaceniu się. Nie uwzględnił roszczenia o zwrot kapitału, bo przez dziesięć lat klienci wpłacili do banku w sumie 144 tys. zł rat (odsetki i kapitał), czyli więcej, niż wynosiła początkowa wartość kredytu (125 tys. zł).