Od stycznia prace nad ustawą frankową przyśpieszyły. Nic dziwnego, w końcu to rok podwójnych wyborów, więc politycy przypomnieli sobie o presji wyborców. W przyszłym tygodniu odbędzie się drugie czytanie prezydenckiego projektu, który w lutym przyjęła sejmowa komisja.
Kursy jeszcze chwilę mogą być pod presją
Chodzi o projekt, który Kancelaria Prezydenta złożyła w sierpniu 2017 r. Zakłada on modyfikację Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, przyjętego pod koniec 2015 r. i zasilonego przez banki kwotą 600 mln zł na pomoc potrzebującym kredytobiorcom mieszkaniowym. Ale skorzystało z niego tylko ok. 900 klientów i kwota wsparcia wyniosła kilkanaście milionów złotych, więc nowelizacja zakłada poluzowanie kryteriów dochodowych tak, aby więcej klientów mogło skorzystać z funduszu wsparcia. Jednak z perspektywy banków i osób mających walutową hipotekę ważniejszy jest mający dopiero powstać fundusz konwersji.
– Wydaje się, że wyceny niektórych banków już częściowo uwzględniają możliwe wejście ustawy, szczególnie PKO BP czy Millennium, których wyniki będą się poprawiać, ale notowaniom ciążą negatywne nastroje z powodów legislacyjnych. Mam wrażenie, że kulminacja negatywnych nastrojów przypadnie na moment przyjęcia ustawy przez parlament, później widzę raczej „upside risk", czyli szansę na pozytywne informacje, np. zmniejszenie stawki czy ograniczenie czasowe funduszu – mówi Łukasz Jańczak, analityk Ipopemy Securities.
– Trudno ocenić, na ile rynek wycenia ustawę frankową, ale po bankach mających największy udział tych hipotek w portfelu nie widać szczególnie dużego dyskonta poza tym wynikającym z obciążonej wysokimi kapitałami rentowności. Jeśli doszłoby do przyjęcia ustawy i pojawiłyby się koszty wynikające ze składek, rynek mógłby odebrać to negatywnie – dodaje Mateusz Krupa, analityk Erste Securities.
Maksymalna składka w pierwszym roku może kosztować sektor 2,5 mld zł, sporo jak na 14,7 mld zł zysku netto w 2018 r. – Oczekiwane negatywne informacje mogą być zniechęcające w krótkim i średnim terminie, szczególnie dla inwestorów zagranicznych. Mówiąc kolokwialnie, nie ma pod co trzymać akcji takich banków w krótkim okresie, skoro jest ryzyko sporej dawki negatywnych informacji i istotnego pogorszenia wyników. To byłby oczywiście przejściowy efekt, ale nie wszyscy inwestorzy tak na to patrzą – mówi Krupa.