Przede wszystkim od początku zależało mi na tym, aby giełda była dostępna dla szerokiego społeczeństwa. Chciałem, żeby giełda była postrzegana jako bank albo sklep, dlatego też zależało mi na tym, by mechanizmy rynkowe tłumaczone były w jak najprostszy i dostępny sposób. Zdawałem sobie sprawę, że jako prezes GPW mam ograniczone możliwości w dotarciu do szerokiego grona odbiorców. Dlatego tak ważne były dla mnie relacje z mediami. Na początku po każdej sesji organizowana była więc konferencja prasowa. Dziennikarze zawsze mogli zapytać o szczegóły związane z funkcjonowaniem rynku. Uznałem bowiem, że jeśli dziennikarze zrozumieją, jak funkcjonuje rynek, to łatwiej będzie im tę wiedzę przekazać społeczeństwu. Poza tym też mówiłem dziennikarzom, że dzięki wiedzy i pisaniu o giełdzie tworzą pewne elitarne grono. To był mój celowy wybieg, który jednak przynosił właściwe skutki. Mieliśmy wspólny cel, czyli rozpowszechnianie wiedzy o giełdzie. Inna sprawa, że zawsze miałem dobre relacje z mediami. Nie można więc mówić, że była to „szorstka miłość". Oczywiście w przeszłości zdarzały się przypadki, które wymagały sprostowania czy też dodatkowego wyjaśnienia, ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nawet jak pojawiały się jakieś krytyczne teksty, to nie były one tworzone wyłącznie po to, aby zaszkodzić giełdzie czy też jej pracownikom. Poza tym proszę zauważyć, że za czasów, kiedy byłem prezesem, giełda nigdy nie miała rzecznika prasowego. Pytałem zresztą samych dziennikarzy, czy taka funkcja jest potrzebna. Odpowiedzi w tej kwestii były raczej jednoznaczne. Dziennikarze zdecydowanie chętniej słuchali tego, co mają do powiedzenia członkowie zarządu, a najlepiej prezes GPW. Dlatego nigdy nie zamykałem się na relacje z mediami. Zawsze chętnie udzielałem wywiadów czy też komentarzy. Jak już wspomniałem, zdawałem bowiem sobie sprawę, że przez media, takie chociażby jak „Parkiet", najłatwiej będzie mi dotrzeć do społeczeństwa, które przecież dopiero uczyło się tego, czym jest giełda.
25 lat, które minęły od pierwszego numeru „Parkietu", to oczywiście okres bardzo dużych zmian na rynku kapitałowym. Z jednej strony są nadzieje w postaci programu PPK czy też strategii rynku kapitałowego, ale z drugiej borykamy się też z kryzysem zaufania. Pytania o przyszłość rynku wydają się więc zasadne jak mało kiedy.
Faktycznie przeżywamy trudny moment. Co warto podkreślić, nie jest to efekt działań giełdy czy też jej najbliższego otoczenia. Dziś niestety brakuje wiary w to, że spółki działają na rynku i nie mają innego celu niż tylko zwiększanie wartości dla akcjonariuszy. Dotyczy to w szczególności spółek Skarbu Państwa, ale problem ten coraz częściej zaczyna dotykać również firm prywatnych. Do tego dochodzi także kwestia regulacji, które często są bardziej restrykcyjne od tego, czego wymaga Unia Europejska. Są one tworzone z myślą o inwestorach, ale często koszty przewyższają korzyści związane z ich wprowadzeniem. Problemem jest również to, że spółki mają kłopot ze zwiększaniem marż i przychodów. Oczywiście nie można także zapomnieć o tym, co się stało z GetBackiem. Sprawa ta pokazała, że mechanizmy, które wydawało się, że gwarantują pewny poziom bezpieczeństwa, też zawodzą. Oczywiście upadłości się zdarzają również na innych rynkach. Sprawa GetBacku nie byłaby zapewne tak bolesna, gdyby nie fakt, iż brakuje zaufania, że inne spółki giełdowe mają potencjał do generowania wyższych zysków i budowania wartości dla akcjonariuszy. Doszło więc do spiętrzenia się kilku problemów w tym samym czasie.
A co z przyszłością?
Nadzieją jest oczywiście program PPK. Aby jednak wykorzystać jego potencjał, muszą być rozwiązane również inne kwestie. Wyjaśnić należy przede wszystkim kwestię OFE i mam nadzieję, że zostanie ona wyjaśniona w sposób korzystny dla rynku kapitałowego. Poza tym musi być też przeświadczenie, że pieniądze, które będą gromadzone w PPK, faktycznie będą wykorzystywane w sposób rynkowy, a nie będą służyły realizacji licznych zapowiedzi o charakterze politycznym. PRT
LUDWIK SOBOLEWSKI, były prezes GPW, współzałożyciel Cornerstone Communications
„Parkiet" od 25 lat nierozerwalnie związany jest z rynkiem kapitałowym. Wyobraża pan sobie rynek bez „Parkietu"?
Rozumiem to jako pytanie o to, czy polski rynek kapitałowy wiele by stracił, gdyby nie było takiego medium jak „Parkiet". I sądzę, że to pytanie zasługuje na całkiem poważną odpowiedź. Dla mnie jednym z warunków dynamicznego i zarazem stałego rozwoju rynku było zawsze to, że nie będzie on zawieszony w społecznej próżni. Sprawy dziejące się w tym obszarze były przedmiotem publicznej uwagi. To, co robiliśmy, stawało się ważne czy nieobojętne dla ludzi. Jednocześnie ta społeczna atencja współbudowała ważność i efektywność działań prorozwojowych. Fachowe medium, jakim jest „Parkiet", umacniało przekonanie o społecznej istotności rynku finansowego. Zatem można sobie wyobrazić rynek bez „Parkietu", ale wtedy rynkowy ekosystem byłby znacznie uboższy. Dzisiaj mamy już bardzo niewiele idei, instytucji czy nawet choćby emocji, które integrowałyby społeczność rynkową wobec pewnych wartości i celów. Uważam, że jakościowe dziennikarstwo skupione na sprawach rynku kapitałowego jest jednym z ostatnich integracyjnych elementów, jakie nam jeszcze pozostały.
W przeszłości pracował pan w KDPW, później był pan prezesem GPW. Czy to właśnie wtedy pana drogi z „Parkietem" zaczęły na dobre się krzyżować?
„Parkiet" dostarczał wiedzy o tym, jak moje własne działania i zespołów ludzi, z którymi pracowałem, mogą być postrzegane. Dawał informację zwrotną. Za jedno z moich najważniejszych wyróżnień zawodowych uważam nagrodę Byka i Niedźwiedzia, za utworzenie rynku NewConnect, i to była nagroda bodajże w kategorii wydarzenie roku czy innowacja roku. Pamiętam, jak zadzwonił do mnie ówczesny redaktor naczelny i powiedział: „Wiesz, mieliśmy wczoraj w redakcji dyskusję, były różne głosy na temat tego czy NewConnect oprócz korzyści wywoła problemy, i jakie one będą, ale dla nikogo nie ulegało najmniejszej wątpliwości że wydarzenie roku może być tylko jedno." Była w tym stwierdzeniu rzetelność i pewnego rodzaju mądrość. Dlatego też pamiętam dobrze, że w dzień po pamiętnym giełdowym debiucie GPW, 9 listopada 2010 roku, kiedy media były pełne relacji na nasz temat, najpierw sięgnąłem po „Parkiet", żeby przeczytać, co o tym napisaliście, a potem po całą resztę prasówki.
Które wydarzenia można uznać za kroki milowe naszego rynku?
Z mojej perspektywy to byłoby głównie tworzenie nowych segmentów rynku, a więc akcji i derywatów (także od strony rozliczeniowej), NewConnect, porządnego rynku obligacji, który zaczął się wraz z Catalystem, a poza tym umiędzynarodowienie rynku na kilku płaszczyznach, wprowadzenie systemu OFE (i, w sensie negatywnym niestety, również marginalizacja tego systemu), a także przejęcie przez GPW odpowiedzialności za rozwój rynku towarowego. Na pewno dobrze, że pewne rzeczy się stały, ale w niektórych przypadkach bardzo dobrze też, że się nie stały.
Model funkcjonowania giełd cały czas jednak ewoluuje. Operatorzy rozszerzają chociażby działalność o kolejne usługi i produkty. To powinna być również droga dla GPW?
Dla GPW i polskiego rynku kapitałowego szansa leży w formule rewolucyjnej zmiany, a nie ewolucji. Ewolucja trwa już od kilku lat, i rzeczywiście generuje ruch, tylko że jest to regres. A nie o ten wektor zmiany nam chodzi.
Czy mając na uwadze kolejne regulacje związane z rynkiem kapitałowym, przedsiębiorcy będą dążyć do poszukiwania innych form finansowania? Jaką rolę może w tym odegrać crowdfunding, w który pan się zaangażował poprzez stworzenie platformy Emerging Europe Marketplace?
To już się dzieje, rzeczywiście. Regulacje w latach 90. i jeszcze trochę później były wykorzystywane, by robić biznes. Było w nich wiele luk, wiele ufności do uczestników rynku i wiele niedoskonałości. Dzisiaj są w porównaniu z tamtym okresem doskonale szczelne, doskonale kompleksowe i niedługo zaduszą normalne życie na rynku finansowym. Nie interesuje mnie crowdfunding rozumiany i praktykowany jako entuzjastyczna zbiórka pieniędzy na cele, za którymi nie widać zwrotu w postaci zysku. Przyszłość ma moim zdaniem nie masa i nie tłum, ale świadome inwestowanie oparte na wartościowych relacjach między przedsiębiorcami, a inwestorami. W tym podejściu do inwestowania bożek powszechnej transparentności nie jest już bożkiem, ma znaczenie użytkowe sprzyjające transakcjom kapitałowym i dzięki temu nie hamuje rozwoju innowacyjnych projektów biznesowych. I taki crowdfunding, a raczej smart funding, przynosi przełom. Ponadto umożliwia on wsparcie projektów przekraczających granice lokalnego rynku, bez barier charakterystycznych dla innych form finansowania.
Jak więc pan sobie wyobraża funkcjonowanie rynków kapitałowych w kolejnych latach?
Dzisiaj wszyscy czytamy Harariego, bo zdaje się, że ten autor wie coś o tym, jak będzie wyglądać przyszłość. I to będzie też dotyczyć rynków kapitałowych, to się już dzieje. Sądzę, że będą jednak dwa strumienie. Jeden, podlegający zupełnej kontroli i zarządzaniu przez automatyzację procesów, algorytmy i sztuczną inteligencję. W tym strumieniu nie będzie miejsca dla człowieka, bo nawet algorytmy będą rozwijane poprzez uczenie maszynowe i sztuczną inteligencję. Prawdziwa wartość, w postaci ludzkiej satysfakcji z pracy i z aktywności, będzie realizowana w drugim strumieniu, zdemokratyzowanym i zdecentralizowanym przez blockchain i inne środki technologiczne. W pierwszym strumieniu będzie tylko transakcyjność, w drugim również relacyjność. PRT