Inwestycja w akcje Orlenu przynosi dziś duże straty, zwłaszcza tym, którzy zainwestowali w spółkę w pierwszych dwóch latach rządów Daniela Obajtka, byłego już jej prezesa, i ciągle mają papiery. W 2018 r. średni kurs walorów koncernu wynosił 94,83 zł, a rok później sięgnął 97,4 zł. Dziś o takich wycenach na giełdzie inwestorzy mogą zapomnieć, choć część analityków nadal na tyle szacuje wartość akcji Orlenu i zaleca ich kupowanie. Rynek wie jednak swoje. W piątek na zamknięciu sesji kurs wzrósł o 0,6 proc., do 66,05 zł.
Analitycy zwracają uwagę, że Orlen jest słabo wyceniany, gdyż inwestorzy dyskontują ogromne ryzyko polityczne, jakie cały czas towarzyszy firmie. Było i nadal jest ono widoczne m.in. w kontekście fuzji z Lotosem i PGNiG. Znajduje to odzwierciedlenie także w kapitalizacji koncernu. Obecnie wartość rynkowa firmy przekracza 76 mld zł, przy czym biorąc pod uwagę tylko liczbę akcji dawnego Orlenu (sprzed połączenia), sięga jedynie 28,1 mld zł. To dużo mniej niż pięć lat temu, a więc w okresie, w którym dopiero krystalizowały się zasady, na jakich fuzje miały być realizowane (akcjonariusze dostali też w tym czasie dywidendy).
Czytaj więcej
Rynek oczekuje odpowiedzi na pytania dotyczące m.in. rozwoju grupy po fuzjach, obecnych i planowanych inwestycji, zarządzania kapitałem i polityki dywidendowej.
Część ekspertów, m.in. ci, którzy sprzeciwiali się połączeniom, dziś nie widzi ekonomicznego uzasadnienia, aby ten proces odwracać. – Integracja wybranych aktywów i dywersyfikacja działalności Orlenu wydaje się być większą wartością niż podział koncernu – mówi Kamil Kliszcz, analityk BM mBanku. Z kolei Krzysztof Pado, analityk DM BDM, ocenia, że dziś nie ma prawnych możliwości cofnięcia fuzji, a inne formy ich demontażu będą raczej pozbawione ekonomicznego sensu.