Część energii, która tam powstanie, Rosjanie będą próbować sprzedać za granicą, w tym i do Polski. Ale to nie zagrozi projektowi elektrowni atomowej, jaki ma Polska Grupa Energetyczna.
O inwestycji w Kaliningradzie Rosjanie mówią od wielu miesięcy, ale po wczorajszej decyzji rządu plan wydaje się bardziej realny. Państwowa firma Rosatom, odpowiedzialna za realizację inwestycji, poszukuje współinwestora, który objąłby 49 proc. udziałów w projekcie. Kontrolę mają zachować Rosjanie.
Partner jest tym bardziej potrzebny, że koszty inwestycji szacuje się na co najmniej 5 mld euro. Największe szanse na udział w projekcie ma niemiecki koncern Siemens, który ma doświadczenie w realizacji elektrowni atomowych.
W odległości około 120 km od Kaliningradu i zaledwie kilkunastu kilometrów od granicy z Litwą mają powstać dwa bloki o mocy 1150 megawatów każdy. Wstępnie Rosjanie zapowiadają, że pierwszy mógłby być gotowy około 2016 r., a drugi w dwa lata później.
W opinii niektórych ekspertów inwestycja w obwodzie kaliningradzkim może być sposobem na opóźnienie realizacji budowy nowej elektrowni w Ignalinie na Litwie, na miejsce zamykanych starych bloków. Tym bardziej że nie ma w samym obwodzie tak dużego zapotrzebowania na energię, które by uzasadniało kosztowny projekt. Zwłaszcza że jest niemal gotowy nowy blok gazowy w istniejącej elektrowni kaliningradzkiej o mocy około 900 megawatów.