Firmy budowlane już w ubiegłym roku liczyły na duże kontrakty w energetyce. Jednak żaden z przetargów nie został rozstrzygnięty. Przedstawiciele spółek wykonawczych oczekują, że wcześniej czy później idące w miliardy złotych zlecenia się pojawią.
[srodtytul]Wstrzymywane decyzje[/srodtytul]
Dużo na rynku namieszał kryzys. Zagraniczne koncerny, takie jak CEZ, RWE czy Vattenfall postanowiły się skupić na krajowych rynkach i wycofały się z dużych projektów zapowiadanych w Polsce. Opłacalność inwestycji w nowe moce obniżają też unijne regulacje dotyczące emisji CO2. Ryzyko bierze się stąd, że nie wiadomo, które elektrownie mogą liczyć na bezpłatne uprawnienia do emisji CO2 od 2013 r. Państwowe firmy, np. PGE, Tauron i Enea, mimo utrudnień zamierzają budować elektrownie na węgiel. Jednak skomplikowane prawo i kolejne odwołania firm walczących o zlecenia opóźniają wybór wykonawców.
– Opóźnienia w budowie bloków tak naprawdę nie wpływają negatywnie na wyceny spółek energetycznych. Ich inwestycje są obarczone dużym ryzykiem. Pokazały to zagraniczne firmy, które wycofały się z rozbudowy mocy w Polsce – mówi Piotr Łopaciuk z Erste Securities. Jego zdaniem, jeżeli spełnią się prognozy mówiące o tym, że około 2015 r. może w Polsce się pojawić deficyt energii, to nie powinien nas zalać prąd z zagranicy. – Można więc zakładać, że cena energii w kraju wzrośnie – będą ją musiały produkować nawet najstarsze i najmniej rentowne bloki. Przy niepewnościach związanych z regulacjami dotyczącymi emisji CO2, brak inwestycji może być mniej niekorzystny dla spółek z sektora, niż realizacja kosztownych projektów – głównie opartych na węglu. Ale do tego żadna spółka się dzisiaj nie przyzna – podkreśla.
Opóźnienia oznaczają, że w portfelach firm budowlanych jeszcze przez jakiś czas będą dominować projekty drogowe oraz przemysłowe i mieszkaniowe. A wysokie marże pojawią się dopiero w przyszłości (marża brutto na sprzedaży w drogownictwie wynosi około 8 proc., a w energetyce węglowej kilkanaście procent).