Panie prezesie, z jakim przesłaniem w sprawie energetyki wchodzimy w polską prezydencję w Unii Europejskiej?
To bardzo szerokie pytanie, bo kontekst naszej prezydencji i energetyki ma kilka wymiarów. Dotyczy nie tylko polskiej energetyki, udziału i roli polskiej energetyki w energetyce europejskiej, pozycji energetyki europejskiej w w gospodarce światowej, ale i wpływu kondycji energetyki europejskiej na gospodarkę, na pozycję konkurencyjną Unii Europejskiej w gospodarce globalnej. Czyli jest tu kilka wątków, a główne przesłanie jest takie, że ambitne cele klimatyczne muszą być powiązane z analizą kosztów ich wdrożenia. To znaczy – musimy wiedzie, ile to będzie kosztować gospodarkę polską i europejską. Ile będzie kosztować wdrożenie tych ambitnych celów klimatycznych, dekarbonizacyjnych i w jakim czasie jesteśmy w stanie te koszty ponieść. Po pierwsze jako klienci, którzy odbierają energię elektryczną, a po drugie jako gospodarka, która potrzebuje energii elektrycznej. A wiadomo, że ceny nośników energii mają kluczowy wpływ na koszty produkcji. Wynik tej analizy ma ogromne znacznie dla konkurencyjności gospodarki polskiej i europejskiej, a także dla przyciągania nowych inwestycji i w konsekwencji tworzenia nowych miejsc pracy.
Nie jesteśmy liderami transformacji. Co więcej, cele pełnej transformacji są bardzo odległe. Czy będziemy wiarygodni z takim przesłaniem?
Tak, nie jesteśmy liderami transformacji, ale zawsze trzeba podkreślać, że różne kraje mają różne punkty wyjścia. Na przykład Francuzi są liderami transformacji energetycznej, dlatego że już w latach 60. dzięki energetyce jądrowej zaczęli bardzo szybko odchodzić od węgla. Dla nich dekarbonizacja wytwarzania energii elektrycznej w ogóle nie jest problemem. My mamy całkowicie inny punkt startu i punkt widzenia, ponieważ nasze bezpieczeństwo energetyczne było i jest w dużej mierze oparte na paliwach kopalnych.
Z perspektywy takiej Francji siedzimy w oślej ławce.
A z naszej perspektywy mamy inny punkt startowy, inne koszty dojścia do dekarbonizacji i inny czas osiągnięcia celu, jakim jest energetyka wolna od węgla. Cele są ambitne. Trzeba policzyć koszy ich osiągnięcia i ocenić czas na to potrzebny. Policzyć nakłady inwestycyjne, jakie będziemy w stanie udźwignąć jako gospodarka, jako odbiorcy w taryfach. Dla porównania koszty transformacji ciepłownictwa w Polsce do 2050 roku to około 100 mld euro. Od razu pojawia się pytanie, czy to udźwigniemy? Czy da się nakłady inwestycyjne rzędu 100 mld euro przełożyć na klientów i odbiorców ciepła w Polsce? Nie da się.
Czytaj więcej
Dwie spółki z udziałem Skarbu Państwa, które rozwijają wiatraki na Bałtyku, kończą rok w odmiennych nastrojach. Orlen w styczniu wychodzi w morze, a PGE czeka na decyzję inwestycyjną.
Dobrze, ale z drugiej bardzo wiele zawaliliśmy. Tempo transformacji było z jednej strony spowolnione na przykład przez restrykcyjne regulacje w sprawie wiatraków, z drugiej były zaniedbania w dziedzinie energetyki jądrowej, choć od dekad było oczywiste, że jest nam potrzebna. Naprawdę niewiele zrobiono.
Pełna zgoda. Nie byliśmy aktywnym uczestnikiem transformacji energetycznej przez ostatnie osiem–dziewięć lat, ponieważ w tym czasie wypisywaliśmy się z Unii Europejskiej i z wszelkich kluczowych kierunków jej działania i funkcjonowania. Jednym z tych kierunków była energetyka. Wypisywaliśmy się z systemu prawnego i systemu działania zachodniej demokracji. Straciliśmy dekadę, jeśli chodzi o czas, i straciliśmy miliardy, bo takie są koszty opóźnień z uwagi na znaczny wzrost kosztów inwestycji w OZE i kosztów CO2, jakich mogliśmy uniknąć. Teraz musimy nadrabiać.