Przychody Kolejorza za sezon 2022/23 to 183,72 mln zł, więc są rekordowe. Lech wyszedł na czoło zestawienia przede wszystkim dzięki sukcesowi sportowemu, bo drużyna Johna van den Broma awansowała wiosną do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy, a to nie tylko premie od europejskiej federacji, ale także zyski z biletów i praw marketingowych oraz telewizyjnych. Tort finansowego sukcesu uzupełniły transfery. Klub latem ubiegłego roku dostał za Jakuba Kamińskiego 10 mln euro.
Grant Thornton przychody Lecha podzieli na te komercyjne (28,9 mln zł) oraz pochodzące z praw medialnych i marketingowych (66,7 mln zł), dnia meczowego (40,3 mln zł) oraz transferów (42,2 mln zł). Bilans finansowy trzeciej drużyny ostatniego sezonu PKO BP Ekstraklasy jest tak korzystny, że w najbliższym czasie – nawet mimo odpadnięcia z europejskich pucharów już na etapie eliminacji – poznaniacy nie będą musieli ratować stabilności budżetu transferami.
– Próbujemy rozwijać się tak, aby mieć środki na coraz większe wydatki i inwestycje. Pieniądze to dla nas tylko środek do celu. Chcemy wzmacniać pierwszy zespół oraz akademię – podkreśla dyrektor finansowy Kolejorza Tomasz Kacprzycki i zaznacza, że jego klub stać, aby odrzucać nawet denominowane w euro 4-milionowe oferty kupna piłkarzy. Norweg Kristoffer Velde, Filip Marchwiński czy Filip Szymczak, jeśli wkrótce odejdą, na pewno będą kosztowali więcej.
Mocne fundamenty w stolicy
Legia Warszawa zajęła w rankingu drugie miejsce, choć zespół rywalizował w poprzednim sezonie tylko na krajowej arenie. Przychody z działalności podstawowej (bez transferów) spadły – z 155,2 do 134 mln zł – ale tylko na chwilę. Stołeczny klub ma bardzo mocne fundamenty, skoro pod tym względem Lech był lepszy tylko o 2 mln zł. – Teraz spodziewamy się istotnego wzrostu, także dzięki środkom z europejskich pucharów – zapewnia dyrektor finansowy Karol Zając.
Władze klubu widzą, że wróciła moda na Legię. – Bijemy rekordy frekwencyjne, ale potencjał jest znacznie wyższy, co widać także po ostatnich spotkaniach – podkreśla Zając. Każdy z domowych meczów w lidze tej jesieni śledziło co najmniej 20 tys. widzów, choć warszawiacy mierzyli się z beniaminkami oraz drużynami dolnej części tabeli. Najbliższe spotkanie przed własną publicznością, z Rakowem Częstochowa, wypełni obiekt przy Łazienkowskiej do ostatniego miejsca.