Czy usługa doradztwa inwestycyjnego jest przyszłością branży maklerskiej?
W mojej ocenie doradztwo inwestycyjne musi być przyszłością branży maklerskiej, nawet może nieco wbrew domom maklerskim. Po pierwsze, klienci mają problem z selekcją instrumentów. Proszę spróbować wybrać trzy–cztery najlepsze fundusze akcyjne, które dają optymalną relację stopy zwrotu do ryzyka, i proszę potraktować historyczną stopę zwrotu jako najmniej miarodajne kryterium wyboru. Ja osobiście nie jestem w stanie tego sam zrobić. Po drugie, regulator nie bez przyczyny konsekwentnie popycha branżę do formalizowania różnego rodzaju porad w postaci usługi doradztwa inwestycyjnego.
BM BGŻ chwali się, że zainteresowanie doradztwem jest bardzo duże. Skąd się ono bierze? Czy można określić profil inwestorów korzystających z tej usługi?
Większość klientów, szczególnie w środowisku niskich stóp procentowych, nie wie, co robić. My przychodzimy z gotowym rozwiązaniem, dopasowanym do profilu konkretnego klienta. Innymi słowy, mamy usługę, która odpowiada potrzebie klienta, który chce inwestować, ale brak mu czasu i/lub wiedzy, żeby samemu dokonywać wyborów. Z kolei opiekunowie klientów wreszcie mogą coś użytecznego, bo konkretnego, klientowi powiedzieć. Ważne jest też, aby klient chciał brać regularnie udział w interakcji z brokerem, polegającej na comiesięcznym omawianiu zmian w portfelu. Jeżeli tego zabraknie, to usługa stanie się martwa i prędzej czy później klient z niej zrezygnuje. Możemy się też pochwalić niezłymi wynikami inwestycyjnymi. W 2014 r. klient giełdowy o profilu dynamicznym mógł, podążając za naszymi rekomendacjami, zarobić 5,85 proc. (benchmark – 2,55 proc.), a klient konserwatywny 7,45 proc., gdy pasywna inwestycja bez naszych rekomendacji dałaby stopę zwrotu na poziomie 4,41 proc.
Czy klienci nie mają oporów, aby dzielić się informacjami na temat swojego portfela, preferencji inwestycyjnych z brokerem?