Zwiększył pan zaangażowanie w akcjonariacie z prawie 66 do 85,6 proc. Przy 90 proc. zyskałby pan prawo do przymusowego wykupu udziałów mniejszościowych – brakuje do tego 4,4 proc. papierów. Czy podejmie pan działania w tym kierunku? Czy inwestorzy powinni mieć takie ryzyko z tyłu głowy?
Nie, nie mam intencji, żeby skupić wszystkie akcje, ani żeby wycofywać J.W. Construction z giełdy. Wykorzystałem dobry moment. Moim zdaniem spółki deweloperskie są generalnie niedoszacowane.
Dużo spółek ucieka jednak z parkietu.
Gdyby obecność na giełdzie nie przynosiła żadnych korzyści, to i my byśmy z niej zeszli. Kluczowe jest to, że spółka notowana jest transparentna i przez to lepiej odbierana przez kontrahentów. I to jest w zasadzie główny powód.
J.W. Construction wchodzi teraz w okres bardzo dobrych zysków, głównie dzięki księgowaniu warszawskiego projektu Bliska Wola. Po wezwaniu free float mocno się zmniejszył – czy to tym bardziej oznacza, że nie należy się spodziewać wypłacania dywidend?