Europa jest najlepszym miejscem do inwestowania

Edwin Lugo, z zarządzającym funduszami we Franklin Equity Group, będącym częścią Franklin Templeton Investment, rozmawia Hubert Kozieł.

Publikacja: 26.11.2017 13:00

Edwin Lugo, zarządzający funduszami we Franklin Equity Group, będącym częścią Franklin Templeton Inv

Edwin Lugo, zarządzający funduszami we Franklin Equity Group, będącym częścią Franklin Templeton Investment.

Foto: Archiwum

Specjalizuje się pan w akcjach małych i średnich spółek. Jak pan ocenia perspektywy dla tych sektorów rynku w przypadku polskiej giełdy?

Skupiamy się ogólnie na rynku europejskim, w mniejszym stopniu zajmujemy się europejskimi rynkami wschodzącym. Od czasu do czasu przyglądamy się co prawda polskiemu rynkowi, jednak obecnie dużo więcej okazji znajdujemy w innych częściach Europy. By mocniej zaangażować się na polskim rynku, potrzebowalibyśmy przede wszystkim tego, by ceny stały się tu o wiele niższe. To dla nas kluczowe. Jesteśmy długoterminowym inwestorem i przyglądamy się dobrym spółkom, których akcje są dość tanie. Np. w trakcie kryzysu w strefie euro intensywnie inwestowaliśmy w spółki z Grecji oraz Irlandii, bo wyceny ich akcji były pod dużą presją. Oczywiście uważamy, że Polska ma przed sobą dobre perspektywy gospodarcze, ale obecnie nie dostrzegamy tu dla nas zbyt wielu okazji.

W których częściach Europy najlepiej jest więc pana zdaniem inwestować?

Widzimy np. nieco okazji w Wielkiej Brytanii, która zmaga się ze sprawą brexitu, co negatywnie wpłynęło na kursy akcji niektórych spółek. Mamy w swoim portfelu akcje jednej spółki z Grecji, greckiej giełdy papierów wartościowych, co jest interesującą inwestycją. Znaleźliśmy również ciekawe spółki w Skandynawii, głównie w Danii oraz w Szwecji. To małe firmy, które zostały wcześniej przeoczone przez inwestorów. Przyglądamy się też sektorom, które „wypadły z łask". Jednym z nich jest branża naftowa, gdyż notowania ropy wciąż są osłabione. Kilka miesięcy temu kupiliśmy akcje dwóch spółek naftowych: jednej z Norwegii, a drugiej z Wielkiej Brytanii. Widzimy, że takie obszary rynku, jak spółki zajmujące się szybami naftowymi czy przewozami morskimi ropy, są wciąż niedowartościowane i można tam znaleźć okazje.

A jak pan się zapatruje na akcje europejskich spółek z sektora finansowego? W tym roku bardzo ładnie odbiły się akcje np. włoskich banków. Może w tym obszarze rynku nadal można znaleźć okazje?

Oczywiście przyglądamy się bankom i są one dla nas interesujące, ale z bankami jest jeden problem. My wybieramy spółki z dobrymi bilansami, a banki mają zlewarowane bilanse, więc trudno nam jest w nie inwestować. Zwykle trzymamy się więc z daleka od większości europejskich banków, zwłaszcza gdy pojawia się więcej zmienności na rynku. Przyglądamy się zlewarowaniu i preferujemy kupowanie akcji banków, które mają spore nadwyżki kapitału. A trudno znaleźć akcje takich banków z dobrą ceną.

Jak prezentuje się teraz rynek europejski akcji w porównaniu z innymi rynkami ze świata?

Obecnie w Europie są jedne z najtańszych akcji na świecie. Europa jest też wciąż pod tym względem tańsza niż USA. Warto na to spojrzeć pod kątem programu QE realizowanego przez Europejski Bank Centralny. Pierwsze trzy etapy tego programu to: jego początek, stymulowanie wzrostu gospodarczego oraz moment, w którym zaczynają rosnąć zyski spółek. Obecnie wciąż jesteśmy na etapie trzecim, więc ceny akcji europejskich spółek się podnoszą, ale nadal są stosunkowo przystępne. Rynek w USA znalazł się już na etapie czwartym, w którym akcje spółek już się sporo podniosły, a stopy procentowe będą szły w górę. Jest tam więc więcej czynników ryzyka. Dlatego też „niedoważamy" amerykańskie akcje w naszym globalnym portfelu.

Akcje w Europie są tańsze nawet w porównaniu z niektórymi rynkami wschodzącymi, z których papiery nie są już tak tanie, jak byśmy chcieli. Mimo to dostrzegamy nieco więcej okazji na rynkach wschodzących, bo w niektórych krajach i pewnych sektorach są specyficzne spółki, które są „niedoważone". Mowa np. o firmach z Hongkongu związanych z sektorem nieruchomości, inwestujących na chińskim rynku. Chiński sektor nieruchomości był osłabiony, gdyż rząd starał się ograniczyć transakcje na tym rynku, tak by nie był on zbyt „ekscytujący". Widzimy więc też okazje w Chinach i do pewnego stopnia w Indiach, choć oczywiście indyjski rynek akcji poszedł mocno w górę i trudniej jest tam coś znaleźć. Wciąż interesująca może być Ameryka Łacińska, pomimo że np. w Brazylii jest bardzo trudno znaleźć ciekawe spółki. Tak więc na tym tle Europa jest wciąż dobrym miejscem do inwestowania.

Globalny rynek byka ma już ponad osiem lat, a to przecież bardzo długo. Jak długo hossa może jeszcze potrwać?

(Śmiech) Nie wiem dokładnie. Nikt nie wie, kiedy sięgnie szczytu. Mogę jednak powiedzieć, że ta globalna hossa jak dotąd dotyczyła w większym stopniu USA niż Europy. Rynek byka w Europie był krótszy. W 2012 i 2013 r. akcje szły w górę, gdy strefa euro zaczęła wychodzić z kryzysu. Rok 2014 okazał się jednak słaby. W 2015 r. rynek był dość płaski, a dopiero w 2016 r. znów zaczął on iść w górę. Ożywienie w Europie w latach 2015–2017 było związane z programem QE realizowanym przez EBC. Program ten jednak trwał trzy lata, podczas gdy amerykański był prowadzony przez siedem, osiem lat. Myślę więc, że rynki akcji w Europie mają wciąż potencjał, by iść w górę. Większe ryzyko dotyczy USA, ale nie wiemy, kiedy zmieni się tam sytuacja.

Na razie wielu analityków wskazuje, że wyceny w USA są uzasadnione, bo poprawiają się wyniki spółek.

O, tak... One się poprawiają, ale trzeba być ostrożnym. Szansa na przecenę w USA jest dużo większa niż w Europie, gdyż wyceny w USA są bardzo wysokie. Rynek akcji może doznać przeceny sięgającej 10–20 proc., a akcje wielu spółek wciąż będą wycenione wysoko.

Jak polityka EBC wpłynie na rynki w Europie w nadchodzących miesiącach?

Jest presja na to, by Mario Draghi, prezes EBC, przedstawił bardziej przejrzyste plany dotyczące zakończenia programu QE. Jest też presja na to, by szybciej się zabrał za podnoszenie stóp. Wygląda jednak na to, że nie będzie mu do tego spieszno. Pamiętam komentarze z maja, gdy rozczarował część inwestorów swoją postawą. Moim zdaniem Draghi będzie musiał się najpierw upewnić, że strefa euro jest w rzeczywiście dobrej kondycji, by zaczął podnosić stopy. Trzeba również brać pod uwagę istnienie takiego problemu jak brexit.

A jak na rynki może wpłynąć polityka Fedu?

W skali globalnej największym czynnikiem ryzyka są właśnie Stany Zjednoczone i zacieśnianie polityki pieniężnej przez Fed.

A co z planowanymi cięciami podatków w USA? One przecież mają mocno stymulować wzrost gospodarczy.

To nie zawsze przynosi tak dobre efekty, jak się niektórzy spodziewają. Problem z cięciami podatkowymi, które chce przeprowadzić administracja Donalda Trumpa i republikanie z Kongresu, polega na tym, że potrzeba znaleźć pieniądze dla budżetu, które rekompensowałyby te cięcia. Będzie więc bardzo trudno przegłosować politykę cięć podatków w takiej formie, jak obecnie się proponuje. Potrzebne byłyby cięcia wydatków na obronę i w innych obszarach, ale przecież w USA nie będzie zgody na ograniczenia wydatków wojskowych. Rząd może ciąć w większym stopniu wydatki socjalne, co jest jednak negatywne dla wzrostu. Szacunki mówią, że jeśli władze zrealizują swój plan cięć podatków, to deficyt finansów publicznych w USA wzrośnie przez dziesięć lat o 1,5 bln USD. A to postawiłoby USA w o wiele gorszej sytuacji niż obecnie. Cięcia podatków w takiej formie, jak je przygotowano, są w więc głównie złą wiadomością.

Wielu analityków mówi jednak, że bez reformy podatkowej amerykańska hossa ucierpi. Po taki argument sięgnął również Steven Mnuchin, sekretarz skarbu USA.

To rzeczywiście może być poważny problem. „Hossa Trumpa" napędzana była jak dotąd w dużym stopniu obietnicami dotyczącymi większych wydatków na infrastrukturę i obniżek podatków. Zapowiedź obniżki CIT z 35 proc. do 20 proc. jest szczególnie korzystna dla średnich spółek. Jeśli więc reforma podatkowa nie zostanie zrealizowana, to zniknie jeden z czynników stojących za wzrostem akcji na giełdach. Rynek może więc wejść w trend boczny lub doznać przeceny.

Do jakiego stopnia takie rozczarowanie idące z USA może wpłynąć na rynki europejskie?

Jeśli amerykański rynek pójdzie w dół, to w krótkim terminie z pewnością będzie to miało negatywny wpływ na większość światowych rynków. Tak się zwykle dzieje. Ale w ciągu tygodnia czy dwóch sprawy mogą się wyklarować i o ile amerykański rynek będzie szedł w dół, o tyle europejskie odbiją w górę. To naszym zdaniem najbardziej prawdopodobny scenariusz.

Innym znaczącym czynnikiem ryzyka jest Korea Północna, ale to czynnik wysoce nieprzewidywalny. Możemy obecnie uznawać, że ryzyko wojny jest niskie, ale wciąż mamy z tym ryzykiem do czynienia.

CV

Edwin Lugo jest starszym wiceprzewodniczącym we Franklin Equity Group i wiodącym zarządzającym we Franklin Global Small-Cap Team. Zanim w 2006 r. zaczął pracować we Franklin Templeton, był m.in. wiceprzewodniczącym Brown Capital. W branży finansowej pracuje od 1990 r. Posiada dyplom MBA z finansów zdobyty na Uniwerystecie Columbia. Posiada też certyfikat CFA, jest członkiem zarządu College Bound Foundation oraz wychowankiem Robert A. Toigo Foundation.

Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu
Parkiet PLUS
Niepewność na rynku miedzi nie pomaga notowaniom KGHM
Parkiet PLUS
GPW i Wall Street. Kiedy znikną te męczące analogie?
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Parkiet PLUS
Debata Parkietu. Co wybory w USA oznaczają dla świata i rynków?
Parkiet PLUS
Efekt Halloween. Anomalia, która istnieć nie powinna, ale istnieje