Brakuje tylko ciebie

Biznes i sport › Tenis jest sportem, nad którym przez cały rok słońce nie zachodzi. Są kibice, jest telewizja i pieniądze. Perłą w koronie tego biznesu pozostają od lat turnieje wielkoszlemowe, w tym Roland Garros, kończący się w ten weekend w Paryżu.

Aktualizacja: 09.06.2019 13:39 Publikacja: 09.06.2019 13:21

Modernizacja kortów Stadionu im. Rolanda Garrosa – jednego z najbardziej rozpoznawalnych sportowych

Modernizacja kortów Stadionu im. Rolanda Garrosa – jednego z najbardziej rozpoznawalnych sportowych symboli Francji – ma kosztować 380 milionów euro.

Foto: AFP

Człowiek, którego imię nosi turniej, nie był tenisistą, tylko pionierem lotnictwa, jednym z bohaterów I wojny światowej. Roland Garros sławę zdobył, gdy w roku 1913 jako pierwszy przeleciał nad Morzem Śródziemnym z francuskiego Frejus do Bizerty w Tunezji. W czasie wojny został zmuszony do lądowania po niemieckiej stronie frontu, dostał się do niewoli, z której po trzech latach uciekł i znów zaciągnął się do lotnictwa. Został zestrzelony 5 października 1918 roku, na miesiąc przed końcem walk. Zginął, mając 29 lat. Oprócz turnieju tenisowego w Paryżu jego imię nosi też lotnisko na francuskiej wyspie Reunion, gdzie się urodził.

Gdy w roku 1927 tenisowa reprezentacja Francji, którą tworzyli legendarni „Czterej Muszkieterowie" (Jean Borotra, Jacques Brugnon, Rene Lacoste i Henri Cochet) zdobyła w Filadelfii Puchar Davisa, co wywołało powszechny entuzjazm i do dziś jest fundamentem szacunku, jakim cieszą się we Francji te rozgrywki, trzeba było wybudować stadion, by za rok w rewanżu godnie przyjąć finałowych gości. Pamięć o Rolandzie Garrosie była w powojennej Francji tak żywa, że stadion otrzymał jego imię.

Za rok będzie dach

Powstał w XVI dzielnicy Paryża, w pobliżu Lasku Bulońskiego, i Francuzi sześć razy, do roku 1932, zwycięsko bronili na nim Pucharu Davisa, a Międzynarodowe Mistrzostwa Francji (gospodarze do dziś nie lubią, gdy nazywa się je French Open) zyskały nazwę, pod którą znane są do dziś – Roland Garros.

Kort centralny trwa w pierwotnym miejscu, przez lata go powiększano (obecnie 15 000), w roku 1980 powstał obok owalny kort nr 1 (3800 osób), a 14 lat później oddano do użytku kort, który trzy lata później otrzymał imię Suzanne Lenglen (10 500 miejsc). To również ukłon w stronę międzywojennej historii. Lenglen to postać legendarna, od roku 1919 do 1926 zdobyła w Wimbledonie i Paryżu 25 tytułów wielkoszlemowych, zanim przeszła na zawodowstwo. Zmarła w roku 1938 na białaczkę.

Tę historię warto przypomnieć, bo stadion w dawnym kształcie właśnie przestaje istnieć. Kort centralny im. Philippe'a Chatriera – człowieka, który pod koniec lat 60. XX wieku jako szef Francuskiej i Międzynarodowej Federacji Tenisowej zrobił najwięcej, by zakończyć podział tego sportu na dwa światy – amatorski i zawodowy – już został przebudowany. W przyszłym roku otrzyma dach, a za dwa lata zacznie się nowa era: osobno biletowane sesje wieczorne.

Tak już jest w Australian Open i US Open, z Wielkich Szlemów opiera się tylko Wimbledon, gdzie bilety wciąż sprzedawane są na cały dzień. Dodatkowe 15 000 widzów codziennie wieczorem to jednak zbyt duża pokusa, by z niej rezygnować, tym bardziej że Francuska Federacja Tenisowa sama finansuje przebudowę i obiecała nie podwyższać cen za karty wstępu.

Kort jak szklarnia

Kort nr 1 po tegorocznym turnieju przestaje istnieć, bo ma być bardziej przestrzennie, wrócą pomniki „Czterech Muszkieterów" od kilku lat zamknięte w piwnicy, powstanie wielki ekran, na którym widzowie niemający wstępu na główne areny będą mogli oglądać mecze. Funkcję kortu nr 1 przejmie oddany już do użytku kort im. Simonne Mathieu, jeden z najładniejszych, jakie ostatnio wybudowano. I tu znów wypada przypomnieć trochę historii – tenisa i Francji.

Simonne Mathieu, gdy Niemcy w roku 1940 pokonali Francję, była na turnieju w Stanach Zjednoczonych, mogła wrócić do ojczyzny i rodziny, ale tego nie zrobiła, tylko popłynęła prosto do Anglii, gdzie był już generał Charles de Gaulle. I gdy większość jej rodaków, w tym także tenisiści, np. Jean Borotra, poparła marszałka Petaina, który zaproponował Niemcom zawieszenie broni, ona wsparła „Wolnych Francuzów". W nagrodę za to, gdy generał de Gaulle triumfalnie wrócił w roku 1944 do Paryża i szedł Polami Elizejskimi w historycznej defiladzie, ona była obok niego, a teraz ma też swój kort na Stadionie im. Rolanda Garrosa. I to nie byle jaki. Powstał na terenie zabytkowego ogrodu botanicznego, ma 5000 miejsc na trybunach, wkomponowanych idealnie w krajobraz. Wygląda z daleka jak jeszcze jedna szklarnia, otoczony jest ze wszystkich stron egzotyczną roślinnością. Niczego z historycznego dziedzictwa nie naruszono (ekolodzy bardzo się o to obawiali i dlatego długo zwalczali ten projekt). Reakcje ludzi trafiających tam pierwszy raz są podobne: to jakby inny świat.

Ale Simonne Mathieu to nie tylko dzielna Francuzka, ale także znakomita i wytrwała tenisistka. Po sześciu przegranych finałach Roland Garros wreszcie w roku 1938 wygrała, rok później powtórzyła ten sukces (w finale pokonała Jadwigę Jędrzejowską 6:3, 8:6), a po wojnie była m.in. kapitanem tenisowej reprezentacji Francji kobiet.

Dwa światy

Ta modernizacja, na którą Francuska Federacja Tenisowa zdecydowała się, odrzucając definitywnie pojawiające się w ostatnich latach pomysły wyprowadzenia duszącego się na małym obszarze turnieju poza historyczny Paryż, ma kosztować 380 milionów euro, ale trzeba też pamiętać, że Roland Garros przynosi ogromne zyski – tenisowi i miastu. Stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych sportowych symboli Francji. Zawodnicy narzekający od lat na ciasnotę otrzymali już bardziej komfortowe warunki, w jakich mogą przygotowywać się do meczów i spędzać czas, gdy pada deszcz i spotkania są przekładane.

Jeśli chodzi o finanse, tenis dzieli się na dwa światy. Cztery federacje (Australia, Francja, Anglia i USA) organizujące turnieje wielkoszlemowe zarabiają na nich duże pieniądze i mogą przeznaczać je na rozwój tenisa. Dla federacji francuskiej 82 proc. budżetu to turniej Roland Garros, korzysta z tego 8000 klubów, a oprócz tego na terenie stadionu działa przez cały rok Narodowe Centrum Tenisa, do którego trafia najzdolniejsza młodzież. W życiorysach najlepszych francuskich graczy powtarza się jeden motyw – grałem, rodzice mnie wspierali, bywało trudno, a potem znalazłem się w centrum na Roland Garros, co oznaczało, że byłem dobry i moje troski się skończyły.

Sportowe efekty tego dobrobytu są widoczne – Francuzi od lat wychowują tenisistki i tenisistów ze światowej czołówki, mieli nawet nadzieję, że „Nowi Muszkieterowie" (Jo-Wilfried Tsonga, Richard Gasquet, Gilles Simon i Gael Monfils) też będą wygrywać Wielkie Szlemy, przede wszystkim ten paryski, ale nic z tego. Ostatnim francuskim triumfatorem wciąż pozostaje Yannick Noah (1983), a triumfatorką pół-Amerykanka Mary Pierce (2000). W tym roku nic się pod tym względem nie zmieniło, reprezentanci gospodarzy odpadli, zanim w drugim tygodniu turnieju zaczęła się poważna gra. Ale publiczności to nie zraża, w dalszym ciągu o bilety trudno, na trybunach nie ma pustych miejsc (poza lożami wykupywanymi przez korporacje, których goście przychodzą na stadion tylko po to, by wypić szampana i pokazać się w towarzystwie, ale już niekoniecznie na trybunach).

Marka Roland Garros stała się jednym z najbardziej znanych symboli sportowej Francji. Ci, którzy naprawdę lubią tenis, uważają wizytę na tym stadionie za nobilitującą, co najlepiej oddaje rysunek często przypominany, gdy turniej się zaczyna. Młody człowiek dzwoni do kolegi i mówi: „Jestem na Roland Garros, są wszyscy, brakuje tylko ciebie".

Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu
Parkiet PLUS
GPW i Wall Street. Kiedy znikną te męczące analogie?
Parkiet PLUS
Niepewność na rynku miedzi nie pomaga notowaniom KGHM
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Parkiet PLUS
Debata Parkietu. Co wybory w USA oznaczają dla świata i rynków?
Parkiet PLUS
Efekt Halloween. Anomalia, która istnieć nie powinna, ale istnieje