Tour de France: chemiczne pieniądze

Biznes i sport › Kiedy pod koniec ubiegłego roku kolarska grupa Sky straciła tytularnego sponsora, wydawało się, że kolos rządzący w peletonie od kilku lat odejdzie definitywnie w przeszłość, bo nie będzie chętnych, by przejąć biznes o reputacji mocno nadwątlonej na skutek dopingowych matactw. Ale chętny się znalazł, i to równie bogaty jak Sky – także brytyjski, chemiczny koncern Ineos.

Aktualizacja: 13.07.2019 17:29 Publikacja: 13.07.2019 17:19

W tym roku w Tour de France grupy Sky już nie ma, ale jej kolarze jadą w innych barwach, bo najbogat

W tym roku w Tour de France grupy Sky już nie ma, ale jej kolarze jadą w innych barwach, bo najbogatszy Brytyjczyk Jim Ratcliff wyciągnął pomocną dłoń i tak powstała grupa Ineos.

Foto: AFP

Aby zrozumieć wagę tego zdarzenia, potrzebna jest krótka historyczna wycieczka. Gdy nad kolarstwem zapanowała czarna noc, po tym gdy się okazało, że Lance Armstrong znieprawił ten sport, a inni, by dotrzymać mu kroku, szli tą samą dopingową drogą, wydawało się, że znikąd nadziei. Ale w Anglii – kraju bez wielkich tradycji w kolarstwie szosowym – pojawił się odnowiciel, który obiecał transparentność i zerwanie z dopingiem.

Odnowiciel

Nazywał się David Brailsford i nie był człowiekiem znikąd. Pod jego rządami brytyjskie kolarstwo torowe mające centralę przy torze w Manchesterze odnosiło ogromne sukcesy podczas igrzysk 2008 i 2012 r. Brytyjczycy w obu tych imprezach wygrywali klasyfikację medalową w kolarstwie, a urodzony w Edynburgu Szkot Chris Hoy zdobył sześć złotych medali (pierwszy jeszcze podczas igrzysk 2004 r.). Ale tego Brailsfordowi było mało, bo kolarstwo torowe to jednak mniejsza scena niż wielkie szosowe wyścigi, przede wszystkim Tour de France.

Dlatego już w roku 2010, jako dyrektor, rozpoczął budowę profesjonalnego szosowego teamu za pieniądze medialnej potęgi – grupy Sky. I obiecał: nam możecie zaufać, nie będzie żadnych dopingowych skandali, będziemy wygrywać zgodnie ze sportowym prawem. Dotrzymał słowa tylko w połowie. Bradley Wiggins, Chris Froome i Geraint Thomas wprowadzili szosowe brytyjskie kolarstwo na zupełnie inny poziom, ich zwycięstwa w Tour de France (wygrali wszystkie wyścigi od roku 2012, oprócz roku 2014) zostały nawet określone jako „powrót kultury roweru na Wyspy". Kiedy w roku 2014 Tour zaczynał się w Anglii, na ulice wyszły tłumy, a gazety pełne były malowniczych zdjęć peletonu przejeżdżającego przez angielskie miasteczka.

Z drugą częścią obietnicy Brailsforda było już o wiele gorzej. Żaden z gwiazdorów grupy Sky nie został wprawdzie zdyskwalifikowany za doping, ale zarówno wobec sir Wigginsa, jak i wobec Froome'a były poważne podejrzenia, że grali nie fair. Brytyjska prasa wysuwała wobec ich bossa sir Brailsforda poważne i uzasadnione podejrzenia. Wiggins podczas wyścigu Criterium du Dauphine w roku 2011 miał otrzymać tajemniczą paczkę z medyczną zawartością, do dziś nie wyjaśniono, co w niej było, choć zajmowała się tym nawet parlamentarna komisja kultury i sportu. Froome po prostu wpadł podczas kontroli w trakcie Vuelta Espana 2017, ale się wybronił (z pomocą kosztownych prawników), argumentując, że tylko nieznacznie przekroczył dopuszczalną dawkę leku na astmę.

Choć obaj pozostali bezkarni, idea czystego kolarstwa Made in Great Britain definitywnie legła w gruzach i być może dlatego medialny koncern Sky nie chciał już reklamy w peletonie. Wydawało się również, że trudno będzie znaleźć nowego sponsora, który utrzyma technologiczną i organizacyjną przewagę grupy kierowanej przez Brailsforda nad resztą kolarskiego świata. Była ona ogromna, a jej koronnym przykładem budzący powszechną zazdrość luksusowy autobus towarzyszący ekipie podczas wyścigów.

W peletonie mało kto martwił się kłopotami grupy Sky, bo nie raz i nie dwa grzeszyła ona arogancją wobec biedniejszych. Kiedy Froome, już po dopingowych kontrowersjach i uniknięciu dyskwalifikacji, jechał po swoje ostatnie zwycięstwo w Tourze, media nie kryły swej rezerwy (także brytyjskie), a widzowie wokół trasy też nie byli wobec Froome'a przesadnie czuli. To zwycięstwo miało gorzki smak, bo wygrywał kolarz prawie tak samo podejrzany, jak wielu jego kolegów z czasów, gdy erytropoetyna (w skrócie EPO) zamieniła kolarstwo w wyścig cyborgów wyhodowanych w laboratorium.

Jednak kontrowersje

W tym roku w Tour de France grupy Sky już nie ma, ale jej kolarze jadą w innych barwach, bo najbogatszy Brytyjczyk Jim Ratcliff wyciągnął pomocną dłoń i tak powstała grupa Ineos, wciąż pod kierunkiem Brailsforda. Dzięki temu Thomas ma szansę na obronę ubiegłorocznego zwycięstwa ze wsparciem m.in. naszego byłego mistrza świata Michała Kwiatkowskiego.

Przy prezentacji nowej grupy nie obyło się bez kontrowersji, bo chemiczny koncern Ineos od dawna oskarżany jest przez ekologów o zatruwanie Wysp Brytyjskich, a pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że ci sami kolarze jeszcze rok wcześniej w barwach Sky wspierali stosownym napisem na koszulkach akcję wyrugowania plastiku z życia codziennego. Natychmiast pojawiły się podejrzenia, że Ineos chce, wykorzystując sport, „wybielić" reputację, co Ratcliff określił jako absurd. Ma tu zresztą mocne argumenty na swoją obronę, bo w peletonie obecne są od lat grupy sponsorowane przez państwa nieprzestrzegające praw człowieka np. Bahrajn czy Kazachstan i to jest „sportwashing" w postaci czystej. Ratcliff wskazał też na inne sportowe aktywności, np. sponsorowanie jachtu biorącego udział w najbardziej prestiżowych i najdroższych regatach świata (Puchar Ameryki) i zakup francuskiego klubu piłkarskiego FC Nice. Ten ostatni krok został zresztą potraktowany jako pieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu, bowiem baza grupy Sky i mieszkania wielu jej kolarzy znajdują się właśnie w okolicach Nicei.

Tour de France w tym roku zakończy się 28 lipca. Froome byłby jednym z jego faworytów, ale nie jedzie, bowiem miał poważny wypadek na treningu i dopiero wraca do zdrowia. Thomas ma natomiast wszystkie atuty, by obronić zwycięstwo, choć gospodarze jak co roku mają nadzieję na pierwszy od lat sukces (ostatnim francuskim triumfatorem jest Bernard Hinault, który wygrał w roku 1985).

Władcy szos

Triumf Thomasa miałby znaczenie symboliczne, byłby dowodem, że Brytyjczycy chcą zachować jedną ze swych sportowych wizytówek, bo uznali, że zbyt wiele jest do stracenia. Także wizerunkowo. Zamknięcie tego projektu byłoby dowodem, że Brytania poniosła porażkę i w tym właśnie kontekście interpretowane jest finansowe zaangażowanie Ratcliffa, który w swych publicznych wypowiedziach nigdy nie ukrywał zdecydowanego poparcia dla brexitu i rezerwy wobec Unii Europejskiej.

Jeśli za jego pieniądze grupa Ineos będzie wygrywała, brytyjska potęga budowana tak długo przez Brailsforda nie przeminie wraz z odejściem Sky. W pubach Manchesteru i Liverpoolu nie będzie to oczywiście miało takiego oddźwięku jak sukcesy piłkarzy czy rugbystów, ale w tych enklawach Chelsea i South Kensington, które nie dostały się jeszcze w ręce rosyjskie i arabskie, może zostać zauważone. A tam mieszka Ratcliff.

Brytania już nie rządzi na morzach, ale wciąż ma szansę zachować władzę na szosie. Czy jej się uda? To jedno z najciekawszych pytań tegorocznego Tour de France. Nie tylko dla Brytyjczyków, chyba tylko Francuzi mają równie ważne swoje sprawy.

Oby tylko za jakiś czas nie okazało się, że zarówno z grupą Sky, jak i Ineos, jedynym stałym elementem kolarskiej rywalizacji pozostaje chemia.

Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu
Parkiet PLUS
Niepewność na rynku miedzi nie pomaga notowaniom KGHM
Parkiet PLUS
GPW i Wall Street. Kiedy znikną te męczące analogie?
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Parkiet PLUS
Debata Parkietu. Co wybory w USA oznaczają dla świata i rynków?
Parkiet PLUS
Efekt Halloween. Anomalia, która istnieć nie powinna, ale istnieje