Wydarzenia z ostatniego piątku są w naszej opinii prawdziwym przełomem. Zapowiedź relatywnie skromnych działań odwetowych Chin wobec USA spotkała się z natychmiastową, prawdopodobnie spontaniczną, deklaracją prezydenta Trumpa o podniesieniu zarówno obecnych, jak i tych i jeszcze niewprowadzonych stawek. Gdyby ta groźba została zrealizowana, szkody wyrządzone chińskiej gospodarce mogłyby w szczytowym okresie obniżać dynamikę PKB o 0,8–1,2 pkt proc., a już w tej chwili zdaniem części analityków rzeczywisty wzrost w Państwie Środka nie przekracza 5 proc. rok do roku. Jeżeli przyjąć, że negatywne efekty dla USA byłyby o połowę mniejsze (a prawdopodobnie jest to nadmierny optymizm) i tak przekraczałyby wpływ, który na wzrost gospodarczy w 2020 r. miałyby tegoroczne obniżki stóp o 100 pkt baz., które niezależnie od wycen rynkowych wciąż nie są przesądzone. Dodatkowo negatywne efekty ceł byłyby widoczne szybciej.
Poniedziałkowe odbicie rynku akcji po piątkowym załamaniu jest naszym zdaniem chwilowe. Dotychczas zapowiedziane działania na froncie handlowym (w tym kolejna runda chińskich retorsji) powinny mieć na światową gospodarkę silniejszy wpływ niż wyceniana obecnie stymulacja monetarna. Ważniejsze jest jednak, że należy zacząć rozważać scenariusze całkowitego wymknięcia się sytuacji spod kontroli, przynajmniej jeżeli chcemy wyciągnąć jakiekolwiek wnioski z ubiegłotygodniowej historii o sprzedaży Grenlandii przez Danię.
Oczekiwanie jakiejkolwiek racjonalności amerykańskiego prezydenta i jego gabinetu wydaje się zwyczajnie nie mieć podstaw.
Historia ostatniego roku dobitnie wskazuje, że jedynym, co może zmusić Trumpa do porozumienia, są silne spadki na rynku akcji. Zważywszy na to, jak dużo mówi się o „Powell put", trudno zrozumieć, dlaczego komentatorzy nie poświęcają więcej uwagi zaostrzeniu retoryki Waszyngtonu za każdym razem, gdy indeksy zbliżają się do okolic historycznych szczytów. Także obecnie jesteśmy zdecydowanie zbyt wysoko, by można było mówić o jakiejkolwiek poważnej presji na amerykańską administrację. Dalsze spadki rentowności mogą wprawdzie wzmagać presję na Fed, ale w ciągu najbliższych miesięcy mało prawdopodobne jest, by stopa Rezerwy Federalnej „dogoniła" oprocentowanie obligacji 10-letnich, co oznaczałoby, że jesteśmy w środowisku pozytywnym dla cen akcji.
Dodatkowo rzut oka na wykresy w dłuższym horyzoncie niestety coraz bardziej jednoznacznie wskazuje, że od stycznia 2018 r. jesteśmy w USA w trendzie bocznym, a na poziomie całego świata spadkowym. W obu przypadkach znajdujemy się znacznie bliżej górnego ograniczenia kanału niż dolnego. ¶