Kilka tygodni temu na pierwszej stronie „Parkietu” pojawił się wielki niedźwiedź i pytanie „Już?”. Po wydarzeniach ostatnich dni to pytanie wybrzmiało jeszcze mocniej. Mamy już rynek niedźwiedzia?
Na pewno ostatnie dni nie rozpieszczają inwestorów giełdowych. Nie chcę oczywiście umniejszać tych wydarzeń, bo spadki były naprawdę mocne, ale z długoterminowego punktu widzenia widzimy, że pięcioletnia stopa zwrotu indeksu S&P 500 wynosi około 80 proc., a po drodze mieliśmy przecież wybuch wojny w Ukrainie, pandemię, kryzys energetyczny, szok inflacyjny czy też podkręcanie śruby przez Fed. Mimo to rynek był w stanie rosnąć. Obecne wydarzenia więc na pewno mogą straszyć, mają swój wymiar, ale nie podchodziłbym do nich jeszcze niedźwiedzio.
Kiedy jednak rozmawialiśmy w maju, mówiłeś, że w przypadku WIG20 kluczowe wsparcie znajduje się w okolicach 2380–2390 pkt. Dzisiaj jesteśmy zdecydowanie niżej. To nie jest powód do niepokoju, szczególnie też biorąc pod uwagę fakt, że po poniedziałkowych spadkach część rynków odreagowała spadki, a u nas tego nie było widać.
Razimy relatywną słabością. Patrząc na wykres, można zobaczyć wybicie dołem z konsolidacji przy szczytach, co oczywiście trzeba traktować jako negatywny sygnał. Z drugiej jednak strony popyt uaktywnia się przy dolnym ograniczeniu kanału wzrostowego. Tam wypadł poniedziałkowy i wtorkowy cień. W tych okolicach mamy też zniesienie 50 proc. całego impulsu wzrostowego. Można więc mówić o bardzo mocnej strefie wsparcia. Martwić może wspomniany styl odreagowania na GPW, który nie sugeruje, że łapiemy teraz dołek, a bardziej wskazuje na pogłębienie wyprzedaży. Jest jednak wiele innych rynków, ważniejszych, gdzie ta sytuacja aż taka negatywna nie jest.