Kiedy sprzedać akcje, kiedy uciąć straty, kiedy zrealizować zyski? Tego typu pytania często zaprzątają myśli aktywnych traderów. Moment zamknięcia pozycji bywa niekiedy nawet ważniejszy niż moment jej otwarcia. Wystarczy przypomnieć wydarzenia z minionego roku. Patrząc na wykres WIG, można się łatwo przekonać, że praktycznie nie miało żadnego znaczenia to, czy akcje kupiliśmy w styczniu, lutym czy też lipcu. Najważniejsze było w ostatecznym rozrachunku to, czy zdążyliśmy się ich pozbyć jeszcze przed gwałtowną sierpniową wyprzedażą.
Jednym ze sposobów określenia tego, czy nadszedł najwyższy czas na zamknięcie pozycji, jest technika tzw. kroczącego stop-loss (trailing stop) czy też kroczącej (ruchomej) linii obrony. Jest to ulubiona metoda traderów podążających za trendem z tego względu, że idealnie pasuje do przyświecającej im słynnej maksymy: „ucinaj straty i pozwól rosnąć zyskom".
Sposobów ustalania kroczących linii stop teoretycznie jest mnóstwo. Na dobrą sprawę można by tu nawet wykorzystać zwykłe średnie kroczące. Istnieją jednak lepsze techniki. Poniżej omawiamy wybrane metody, które mają jedną cechę wspólną – dotyczą zmienności notowań. Ogólna reguła jest prosta. Pozycja jest zamykana wówczas, gdy pojawi się ruch notowań o kierunku przeciwnym do oczekiwań tradera, a siła tego ruchu będzie przekraczała zwykły, typowy dla danego trendu, zakres wahań kursu. Czyli innymi słowy, kiedy pojawi się ruch, który będzie tak silny, że będzie można domniemywać, iż jest czymś znacznie niebezpieczniejszym niż zwykła „korekta w biegu".
Prosty procentowy „stop"
Często przy okazji turbulencji rynkowych usłyszeć można zapożyczone z dojrzałych rynków stwierdzenie, że kiedy indeks giełdowy spada o 20 proc., oznacza to początek bessy. Tego typu założenie mówiące, że wyjątkowo duży spadek jest oznaką zmiany trendu na zniżkowy, leży u podstaw koncepcji procentowej linii stop-loss. Pomysł jest wręcz banalnie prosty, aczkolwiek nie sposób odmówić mu pewnej skuteczności.