Sygnalizowałem w „Parkiecie", że ten rok będzie przełomowy na krajowym rynku sztuki. Powstaje nowe prawo ochrony dziedzictwa. W ustawie jeden rozdział dotyczyć ma obrotu na rynku sztuki i antyków.
Jest jeszcze jeden fakt, który zadecyduje o kondycji rynku. Do końca lutego powinno wyjaśnić się, kto instytucjonalnie w skali kraju pobierał będzie od galerii i domów aukcyjnych opłaty z tytułu praw autorskich. Jeśli obraz sprzedawany jest z drugiej ręki (nie przez autora), to określoną kwotę zyskuje artysta lub jego rodzina.
Dziś do wylicytowanej ceny doliczana jest opłata z tytułu droit de suite (praw autorskich). Adnotacja o pobieraniu tej opłaty widnieje w katalogach aukcyjnych przy wielu obiektach sztuki współczesnej. Dla uproszczenia przyjmijmy tu, że taka opłata zwykle wynosi ok. 5 proc. ceny sprzedażnej dzieła sztuki.
Miliony za Kossaka
Załóżmy dla przykładu, że obraz wylicytowano do kwoty 100 tys. zł. Do tej sumy doliczana jest opłata organizacyjna 18 proc. Z kolei do uzyskanej kwoty doliczana jest opłata z tytułu praw autorskich. W skali rynku to są potężne kwoty. Jeśli nie trafiają one bezpośrednio do osoby dziedziczącej prawa, to domy aukcyjne gromadzą je na wypadek, gdy zgłosi się rodzina zmarłego malarza.
Dotychczas instytucjonalnie opłaty ściągać miał Związek Polskich Artystów Plastyków (ZPAP). Praktyka pokazała, że nie ma takich organizacyjnych możliwości. Do końca lutego ma się wyjaśnić, kto będzie ściągał opłaty.