Czy mimo złożenia przez powiernika obligacji zamiennych wniosku o upadłość Elektrimu nadal wierzy Pan, że spółkę da się uratować?
Tak, sądzę bowiem, że jest to taktyczne posunięcie właścicieli obligacji, będące odpowiedzią na bardzo surowe propozycje układu zgłoszone przez zarząd Elektrimu. W stosunku do mojej ostatniej wypowiedzi dla Parkietu nie zmieniły się żadne przesłanki fundamentalne, którymi kierujemy się w ocenie Elektrimu. Teraz, gdy obie strony określiły swoje pozycje wyjściowe, przychodzi czas na poważne negocjacje. Jeżeli tylko będziemy mogli pozytywnie wpłynąć na ich przebieg, czy w roli istotnego akcjonariusza spółki, czy to jako wiodący bank korporacyjny i inwestycyjny, na pewno nie będziemy uciekać przed takim wyzwaniem.
Obok BRE Banku, który ma ponad 5% akcji Elektrimu, o przekroczeniu tego progu poinformował ostatnio Ryszard Opara, właściciel niemal połowy akcji Energomontażu-Północ. Czy współpracuje on z BRE, podobnie jak Zbigniew Jakubas przy operacji przejęcia kontroli nad Optimusem i wprowadzeniem do niego docelowego inwestora?
W naturalny sposób znaczący akcjonariusze dużej firmy muszą być w stanie nawiązywać i utrzymywać wzajemne kontakty. Tym bardziej zasada ta obowiązuje w sytuacjach kryzysowych, a z taką mamy do czynienia w odniesieniu do Elektrimu. Jeśli dochodzą do wniosku, że ich interesy przynajmniej czasowo są zbieżne, mogą się zdecydować na wspólne działania przewidziane przez prawo. To dotyczy wszystkich znaczących inwestorów Elektrimu, nie tylko prezesa Opary.
Sporo kontrowersji na rynku wzbudziło w ubiegłym roku skupowanie własnych akcji przez kierownictwo BRE Banku. W sierpniu powołana została w tym celu Menedżerska Grupa Inwestycyjna, która oficjalnie poinformowała, że zamierza zgromadzić nie mniej niż 1% akcji BRE. Czy nie nastąpiło to zbyt późno? Przecież akcje członkowie menedżmentu kupowali już na początku roku.