Obniżenie krzywej rentowności na jej długim końcu było możliwe dzięki wytworzeniu przekonania, że stopy krótkoterminowe będą się utrzymywać na niskim poziomie przez dłuższy czas (napięcia deflacyjne w tym pomogły). Jeśli tak, to pożyczanie pieniędzy na krótki termin i inwestowanie ich na dłuższe okresy dostarczało dużego zysku i obniżyło długi koniec krzywej. Stopy są więc niskie na całej krzywej i sprawiają wrażenie, że rynek obawia się deflacji. Takie ryzyko oczywiście istnieje, ale nie o to chyba teraz chodzi. Niskie stopy to także presja dewaluacyjna na dolara. Słaby dolar wzmacnia gospodarkę i poprawia bilans bieżący. Poza tym Azjaci bronią swoich walut przed umocnieniem i inwestują w amerykańskie obligacje. Mamy więc wyjaśnienie jednoczesnego wzrostu cen akcji (poprawa wyników firm, PKB) oraz cen obligacji (carry trade, inwestycje azjatyckie).
Chiny eksportują deflację
Bardzo niskie stopy procentowe na całej długości krzywej były potrzebne dla wygenerowania dodatkowych rozporządzalnych dochodów ludności z tytułu refinansowania kredytów hipotecznych. Według szacunków Commerzbanku, dochód ten wzrósł w tym roku o ok. 8% i w tylko niewielkiej części został przeznaczony na wzrost konsumpcji - w wystarczającej jednak, żeby podtrzymać wzrost gospodarczy. Gdyby taki stan udało się utrzymać przez kilka lat (np. 5), to możemy spadku PKB - jakiego pragnęliby prorocy deflacji - już nie zobaczyć. Byłaby to więc łagodna korekta trendu wzrostowego w gospodarce.
Oczywiście, taka sytuacja może się utrzymywać dopóty, dopóki nie ma zagrożeń inflacyjnych, czyli (w zasadzie) dopóki Chińczycy eksportują deflację (niskie koszty pracy i trzymany na sztywnym, niedowartościowanym kursie do dolara, juan). Jeśli Chińczycy pozwolą w którymś momencie na wzrost wartości swojej waluty, reguły gry się zmienią. Za kilka lat może być im potrzebne nowe pchnięcie inwestycyjne (zwiększony import), a konsumpcja zacznie wreszcie wzrastać, generując silny impuls dla handlu światowego. Może to być też moment, kiedy rozpocznie się globalne ożywienie w gospodarce i bliskie zeru stopy procentowe nie będą już wtedy nikomu potrzebne.
Walka o słabe waluty
Oczywiście, istnieją różnego rodzaju typy ryzyka. Najczarniejsze proroctwa straszą tym, że walka o słabe waluty popchnie świat w kierunku izolacjonizmu i protekcjonizmu gospodarczego, co zaowocowałoby globalnym zmniejszeniem obrotów handlowych i recesją. Wydaje się jednak, że nie są to powszechne obawy. Bardziej namacalne wydaje się ryzyko dla europejskiego rynku akcji, szczególnie dla Niemiec. Droga waluta, minimalna inflacja, za wysokie stopy procentowe stwarzają tu dobry klimat do inwestycji w obligacje - bynajmniej nie akcje. Wydaje się, że pod naporem amerykańskiej polityki słabego dolara postanowienia z Maastricht będą musiały być zrewidowane, a stopy procentowe obniżone. W tym kontekście pojawia się kwestia braku synchronizacji cyklów gospodarczych (np. zróżnicowanie stóp inflacji) wewnątrz strefy euro, co stwarza zagrożenia dla wspólnej waluty. Ale to już zupełnie inny problem.W Polsce jest hossa. I dopóki opisana delikatna równowaga w USA będzie utrzymana, nasza hossa ma szansę trwać. Ale, na razie, nadchodzi czas na korektę wzrostu na świecie, a u nas czas na zakupy akcji przez OFE. Są już tego pierwsze jaskółki.