PKB jest w Polsce na ścieżce wzrostowej. Tego nie da się już zatrzymać. To "wina" niskich stóp procentowych. Prezes NBP straszy kryzysem typu argentyńskiego, ale jest to bardziej manewr zatroskanego stanem państwa Stańczyka, niż diagnoza bieżących zagrożeń. Na razie brak więc uzasadnienia dla sprzedawania akcji. Ale jak długo jeszcze?
Wzrost marż operacyjnych
Zawsze chodzi o zyski spółek. Te zaś rosną. Spółki zredukowały koszty. Drastycznie spadły koszty finansowe. Minimalny wzrost wolumenu sprzedaży mocno zwiększa marże operacyjne. Coraz więcej spółek notuje, bądź niebawem zanotuje, najwyższe zyski w swojej historii. Nie byłoby więc nic dziwnego w nowych szczytach WIG, gdyby nie to, że zjawisko powyższe nie jest udziałem największych spółek (w tym banków). Zaskoczeniem jest sytuacja spółek przemysłowych (wzrost produkcji przemysłowej w gospodarce zwiastował poprawę zysków, ale rzeczywistość przewyższa oczekiwania). Być może więc czekają nas jeszcze pozytywne niespodzianki z sektora bankowego. W tym sektorze jest dużo niewykorzystanych mocy i efekt dźwigni przy wzroście wolumenu może mocno zadziałać.
Grecka analogia
Porównanie naszej obecnej koniunktury do tej, jaka miała miejsce w Grecji pięć lat temu, może wydawać się przedwczesne i nieuprawnione. Jednak nie do końca. Na pewno konwergencja nominalna w zakresie stóp procentowych była decydującym czynnikiem dla greckiej hossy (stała się możliwa m.in. dzięki oczekiwanemu wstąpieniu do EMU). W Polsce stopy spadły w podobnym stopniu (a i waluta zyskała na sile w związku z procesem akcesyjnym). W Grecji hossa (relatywny wzrost indeksu) zaczęła się przy wyższych stopach procentowych niż występujące obecnie w Polsce. Było to związane z tym, że rynek był przekonany o przyszłym spadku stóp przed wejściem do EMU. Ostatnia fala tej hossy napędzana była przez napływ pieniędzy ludności rozczarowanej niskim oprocentowaniem lokat. Wzrost PKB Grecji w tym czasie oscylował wokół 3%. Wskaźnik C/Z (cena do zysku) na szczycie w 1999 roku wyniósł 36 (podczas gdy w Europie wynosił 27). W 2001 r. spadł do 18. W Polsce wynosi 22.