W zeszłym tygodniu były publikowane dane dotyczące dynamiki PKB w trzecim kwartale bieżącego roku. Wśród 74 ekonomistów ankietowanych przez Bloomberga wszyscy prognozowali bardzo wysoki wzrost (od 5% do 8%), natomiast średnia oczekiwań to 6,1%. Wynik na poziomie 7,2% był więc pozytywnym zaskoczeniem dla znaczącej większości. Świadczy to o mobilności i elastyczności amerykańskich przedsiębiorców. Bardzo silna konkurencja powoduje, iż każdy chce załapać się na odbicie w gospodarce przed innymi. Poza tym, świadczy to również o dużym optymizmie Amerykanów. Od razu wierzą, że jest to silny i trwały wzrost, który warto wykorzystać.

Reakcja inwestorów na publikowane dane o aktywności gospodarczej Amerykanów były przyjęte dość entuzjastycznie w pierwszych chwilach po ujawnieniu. Dane o dynamice PKB powitano znaczącym wzrostem cen akcji na otwarciu sesji. Indeksy giełd amerykańskich podjęły atak na szczyty z połowy października. Niestety, w pierwszym podejściu były to nieudane próby ustanawiania nowych "górek". Sił wystarczyło zaledwie na kilka minut. W czwartek i piątek mieliśmy do czynienia z małymi przepychankami tuż poniżej szczytów.

Obecny trend wzrostowy liczony od połowy marca należy uznać za dosyć "stary". Znaczącą większość swojej drogi w górę indeksy wykonały w pierwszych trzech miesiącach ruchu i od tego momentu dynamika zwyżek jest dosyć mizerna. Argumentem przemawiającym za trwałością trendu (pomimo swojego wieku) jest ciągle utrzymująca się duża szerokość rynku. Jednak cecha ta ma znaczenie w trendach długoterminowych, a nie w ruchach kilkumiesięcznych. Osoby wstrzymujące się z zakupami w ostatnim półroczu mogły się kierować różnymi argumentami: niepewnością związaną z wojną w Iraku, niechęcią do kupowania w maju, czekaniem na dołek we wrześniu lub październiku, nietrwałym ożywieniem w gospodarce. Jeśli te wszystkie argumenty w ciągu ostatnich miesięcy się zdezaktualizowały, to najprawdopodobniej ci, którzy mieli kupić, już to zrobili i czekają teraz na zimową hossę.