Przyzwyczailiśmy się do umiarkowanych reakcji giełd amerykańskich na optymistyczne dane makroekonomiczne. Jednak rynek powoli, ale w miarę systematycznie pnie się do góry. Ostatnio opublikowano dokładniejsze liczby dotyczące wzrostu PKB w trzecim kwartale, który wyniósł 8,2%, czyli o punkt procentowy więcej niż wynikało z wcześniejszych wyliczeń. Do tego należy dołożyć bardzo wysoki wskaźnik optymizmu konsumentów (consumer confidence), który wyniósł 91,7 i był o ponad 10 punktów wyższy niż miesiąc temu. Wynik ten był także wyższy o 6,7 punktu, niż spodziewali się ekonomiści. Trochę słabiej wypadła sprzedaż domów, ale to i tak nie przysłania świetnych wyników osiąganych przez gospodarkę jako całość. W tym miejscu powstaje pytanie: dlaczego reakcja rynku akcji jest umiarkowana? Czyżby wszystko było uwzględnione w wycenach? Drugie pytanie to: dlaczego przy tak dobrych danych makroekonomicznych waluta amerykańska traci na wartości? Czy inwestorzy nie wierzą, że gospodarka napompowana tanim pieniądzem będzie w stanie rozpocząć nowy, długoterminowy wzrostu gospodarczy? Bardzo trudno na to odpowiedzieć, ale jak widać po uczestnikach rynku akcji i rynku walutowego jest wielu sceptyków dostrzegających kłopoty związane z nierównowagą w handlu zagranicznym i dziurą budżetową.

Ostatnio przeanalizowałem podstawowe dane dotyczące atrakcyjności inwestowania w akcje na rynku amerykańskim. Każdy z nas wie, że akcje w długim terminie dają lepszą stopę zwrotu niż obligacje. Dzieje się tak dzięki wypracowywaniu coraz większych zysków przez spółki, czyli coraz większego EPS oraz dzięki wypłacanej dywidendzie. Sprawdziłem, w jakim tempie rósł EPS dla indeksu S&P 500 w ostatnich 49 latach. Okazało się, że wzrost wynosi średnio 5,5% rocznie, co po uwzględnieniu inflacji daje 1,4%. W moim przekonaniu są to dane raczej rozczarowujące.

Po spadku poniżej głównej linii trendu wzrostowego, kłopoty ma Nasdaq Composite. Próba przełamania poziomu 2 tys. punktów zakończyła się niepowodzeniem.