Robert Mundell - tegoroczny noblista

W kręgach akademickich USA Robert Mundell znany jest jako gorący zwolennik idei stabilnej waluty, stałych kursów walutowych, tworzenia stref walutowych, a także obniżania podatków jako niezawodnego instrumentu pobudzania gospodarki, przez co niektórzy uważają go za idola prawicy. Od paru dziesięcioleci jest absolutnym guru przywoływanym w artykułach wstępnych dziennika "The Wall Street Journal", który już w połowie lat siedemdziesiątych zwrócił uwagę na Mundella (oraz jego bliskiego współpracownika Arthura Laffera) z racji ich teorii składających się na tzw. ekonomikę podażową (supply - side economics), myśli ekonomicznej całkowicie sprzecznej z ekonomiką popytową (demand - side economics) keynesizmu. Teorie te wykuwane były m.in. w trakcie "obiadów intelektualnych", organizowanych w jednej z restauracji w okolicy Wall Street przez znawcę finansów Charlesa Parkera, w których - obok Mundella - brali udział również Laffer, ekonomistka i dziennikarka Jude Wannisky oraz - rzecz arcyważna - młody, entuzjastycznie nastawiony do Mundella redaktor naczelny kolumny artykułów wstępnych "The Wall Street Journal" Robert Bartley. Był to okres, w którym w świecie nauki i praktyki gospodarczej utrzymywał się jeszcze keynesizm. Niektórzy koledzy Mundella - jak wspomina Laffer - nie mogli zrozumieć, dlaczego podważa on takie kanony, jak to, że niskie bezrobocie wywołuje inflację, że wysokie bezrobocie wywoływane jest przez surową politykę pieniężną i przez niewystarczające wydatki rządowe. "Uważali go po prostu za pomyleńca" - pisze Laffer.Dzisiaj ten człowiek jest noblistą, ale przy okazji triumfuje również wpływowy "The Wall Street Journal". (Dodajmy na marginesie, że w trakcie swej tegorocznej kampanii oddziaływania na politykę Fedu dziennik ten wychwalał opartą na ekonomice podażowej politykę gospodarczą Reagana, tzw. reaganomikę). Oto fragment wstępniaka "The Wall Street Journal" sprzed kilku dni: "Na tej stronie od ćwierćwiecza głosimy poglądy zaczerpnięte z biblii Roberta Mundella. Nauka ekonomii zamknęła rozdział zapoczątkowany w 1936 r. przez podstawowe dzieło Keynesa. Frederick von Hayek był wielkim pionierem kontrrewolucji w ekonomii, a Milton Friedman jej czołowym obrońcą. Ale intelektualnym rzecznikiem dwu radykalnych innowacji współczesności - reaganowskich cięć podatkowych oraz narodzin euro - był profesor Mundell, ten najbardziej wpływowy ekonomista od czasów Johna Maynarda Keynesa".Współpracownik Mundella Laffer (twórca znanej krzywej noszącej jego nazwisko i pokazującej, że poza jednym szczególnym wypadkiem te same wpływy podatkowe można uzyskać zarówno przez wysokie, jak i niskie podatki) poszedł jeszcze dalej. W okolicznościowym artykule nazwał Mundella najlepszym ekonomistą stulecia, który (wraz ze swoim imiennikiem Bradleyem, który jego idee rozpropagował) przeobraził współczesny świat.Środowiska naukowe - sądząc z relacji prasowych - nie przyjęły decyzji szwedzkiej Królewskiej Akademii Nauk z aż tak wielkim entuzjazmem. Jednakże jeśli nawet niektórzy czołowi ekonomiści nie zgadzają się z pewnymi poglądami Mundella (chociażby Friedman, który w odróżnieniu od Mundella jest od 45 lat gorącym orędownikiem płynnych kursów walutowych), jednak nikt nie kwestionuje wielkich zdolności twórczych Mundella, a zwłaszcza jego fenomenalnego wizjonerstwa - przewidywania długoterminowych trendów w gospodarce światowej. Oto niektóre przykłady.Przykład pierwszy - całkiem niezłyJuż w latach sześćdziesiątych Mundell (wraz z Johnem Flemingiem) opracował model wskazujący na ograniczone możliwości nakręcania koniunktury wydatkami publicznymi. Według tego modelu w, kraju o dużej mobilności kapitałów skuteczność jego polityki gospodarczej zależy od systemu wymiany. Kraj pozwalający na płynny kurs swojej waluty nie może liczyć na ożywianie gospodarki za pomocą zwiększania wydatków publicznych, toteż powinien posługiwać się przy regulowaniu koniunktury przede wszystkim polityką pieniężną. I odwrotnikraj utrzymujący stały, czy relatywnie stały, kurs swojej waluty nie może liczyć na to, aby jego polityka pieniężna była regulatorem gospodarki. Przekonały się o tym boleśnie kraje Europejskiego Systemu Kursów Walutowych (SME) w latach dziewięćdziesiątych.Drugi przykład - jeszcze lepszyRównież bardzo wcześnie, bo już w 1961 r., Mundell zajął się kwestią stref walutowych (optymalną strefą walutową). Postawił pytanie, czy jest rzeczą dobrą, aby granice "walutowe" pokrywały się z granicami politycznymi. W artykule w prestiżowym "American Economic Reviev" Mundell z naukową powagą zastanawiał się, czy zamiast istnienia dwu różnych dolarów - jednego dla Kanady (na Północy) i drugiego dla USA (na Południu) nie byłoby lepsze wprowadzenie jednego dolara dla Strefy Wschodu, a drugiego - dla Strefy Zachodu, przy czym każda z tych stref walutowych skupiałaby mieszkańców dwu tych krajów - Kanady i USA. Oczywiście, byłoby lepsze, ponieważ Strefa Wschód ma zupełnie inną "specjalizację gospodarczą" od Strefy Zachód, ale jest niemożliwe, gdyż banki centralne obu krajów ustalają jednolitą politykę pieniężną zarówno dla strefy wschodniej, jak i dla strefy zachodniej każdego kraju.Czy w związku z tym należałoby podzielić świat na mikroregiony, z których każdy miałby odrębną walutę? Nie - odpowiedział w konkluzji Mundell. Wprost przeciwnie - należy te regiony, a nawet całe kraje, grupować w strefy wspólnej waluty w zależności od ich "jednorodnych specjalizacji".Tę argumentację kontynuował Mundell przez prawie 40 lat, a w roku ubiegłym w "The Wall Street Journal" napisał trzy obszerne artykuły gorąco popierające ideę utworzenia Eurolandu. Mundell uważa, że jeśli dwie (lub więcej) gospodarki są blisko ze sobą związane intensywną wymianą, jeśli mogą między nimi swobodnie przepływać kapitały i praca, jeśli w rzeczywistości tworzą jedną gospodarkę, to różne waluty i zmiany ich kursów w stosunku do siebie są zupełnie niepotrzebne. W istocie rzeczy komplikują one zadanie przedsiębiorcom i życie konsumentom, zakłócając sygnały cenowe wysyłane przez rynki i sztucznie powiększając koszty transakcji.Obecnie Mundell pochwala osiągnięcia europejskiej unii walutowej i akceptuje politykę pieniężną Europejskiego Banku Centralnego. Uważa, że euro ma wszelkie szanse rywalizowania z dolarem, a jego powstanie porównuje - pod względem znaczenia - do największych wydarzeń finansowych w dziejach. Stwierdza, że gospodarka europejska stoi przed historyczną szansą rozkwitu, pod warunkiem przezwyciężenia strukturalnych przeszkód. - Podatki są cholesterolem blokującym arterie gospodarki - oświadczył niedawno w wywiadzie. - Stosując politykę wysokich podatków, Europa zapłaciła za to cenę w postaci powolnego wzrostu i wysokiego bezrobocia. Zmniejszanie podatków jest najlepszym sposobem utrzymywania boomu. Potrzeba wam dwu narzędzi: nie tylko polityki pieniężnej, lecz również polityki fiskalnej. Reszta świata może wziąć przykład z USA.Przykład trzeci - chyba najlepszyPowyższej rady Mundell udzielił Europie nie bez kozery. Już w latach siedemdziesiątych - a więc w najgorszej dekadzie okresu powojennego - dzisiejszy noblista był jednym z niewielu, którzy zrozumieli, że nękające wówczas Amerykę i cały świat zachodni zjawisko "stagflacji", dla keynesistów niepojęte, może być przezwyciężone za pomocą jednoczesnego zastosowania (policy - mix) polityki pieniężnej i polityki fiskalnej w dwu niezależnych celach: tej pierwszej w celu okiełznania inflacji, a tej drugiej - w celu przezwyciężania stagnacji i ożywienia gospodarki. Lansowanie tej formuły zabrało całe dziesięciolecie. Doczekała się ona urzeczywistnienia za kadencji Ronalda Reagana oraz ówczesnego prezesa Urzędu Rezerwy Federalnej Paula Volckera. W ramach reaganomiki zastosowano ścisłą, surową politykę pieniężną, a jednocześnie politykę ostrego obniżania maksymalnych stawek podatkowych (z poziomu około 60%, a nawet więcej, jaki obowiązywał od 1932 r., a więc przez pół wieku, do około 28% w 1986 roku). Od tego czasu trwa nieprzerwany - w zasadzie - rozkwit gospodarczy USA. Bezrobocie spadło do minimalnych rozmiarów, trwa wzrost gospodarczy, a jednocześnie inflacja przestała być zmorą. Obecnie zachodzi pytanie, czy i kiedy euro doprowadzi do podobnej rewolucji gospodarczej w Europie.Czy będzie czwarty przykład?Jak na znakomitego wieszcza gospodarki światowej przystało, prof. Mundell ma jeszcze jedną, bardzo szeroką wizję. Przedstawił ją w konkluzji swojego artykułu napisanego w 1990 roku dla włoskiego pisma "Rivista Di Politica Economica". Artykuł ten był podsumowaniem długiej batalii promotorów ekonomiki podażowej o uznanie w świecie nauki, gospodarki i polityki. Oto cytat z tego artykułu, który zamieścił "The Wall Street Journal" następnego dnia po uzyskaniu nagrody przez Mundella:"Załamanie się dyscypliny pieniężnej i wprowadzenie płynnych kursów walutowych w 1973 r. (autor ma tu na myśli załamanie się systemu stałych kursów walutowych ustanowionego w 1944 r. na podstawie układów z Bretton Woods), a następnie zwyżkowanie cen ropy naftowej, doprowadziło do inflacji, która jeszcze bardziej nasiliła progresywność systemu podatkowego. Kursy walut w coraz większym stopniu były określane przez kapryśne ruchy międzynarodowego kapitału, a nie przez wymogi międzynarodowego handlu. Dlatego też reforma międzynarodowego systemu walutowego była i jest drugim filarem platformy ekonomiki podażowej (...).Zawsze podkreślałem wielką użyteczność systemu opartego na stałych kursach walutowych i związanego ze stabilną jednostką pieniężną. Takim systemem był kiedyś standard złota, a złoty suweren, czyli waluta czołowego mocarstwa gospodarczego, była najważniejszą jednostką rozliczeniową. Jednakże ten system załamał się w 1914 roku, a waluta dewizowo - złota ustanowiona w latach dwudziestych również się załamała, ponieważ opierała się na zbyt nikłej - wskutek inflacji - bazie złota. Po drugiej wojnie światowej historia się powtórzyła - inflacja znów sprawiła, że złoto stało się niedoszacowane. Spowodowało to run na rezerwy złota USA, jedynego mocarstwa, które miało walutę chociażby częściowo wymienialną na złoto.W erze zimnowojennej ważniejszą sprawą od systemu walutowego była sprawa bezpieczeństwa narodowego. Ale w erze pozimnowojennej sprzeciw wobec stabilnej waluty międzynarodowej będzie słabnąć, a korzyści z niej płynące będą okazywać się coraz atrakcyjniejsze. Wyłaniający się świat wielobiegunowy ma więcej wspólnego z układem sił w okresie świetności standardu złota aniżeli z niedawnym światem dwubiegunowym. Daje on większe możliwości stworzenia światowego banku centralnego i stabilnej waluty międzynarodowej, aniżeli było to kiedykolwiek w historii. Nie ma żadnego powodu, dla którego zapasy złota rządów i ich banków centralnych nie miałyby być wykorzystane dla stworzenia pieniądza międzynarodowego".A więc perspektywa powstania stabilnego międzynarodowego systemu walutowego, zbudowanego wokół światowego banku centralnego z rezerwami złota i dewiz rzędu bilionów dolarów. Takiej wizji "powrotu świata do źródła" rzeczywiście nie mieli inni wielcy ekonomiści drugiej połowy XX wieku.

Tegoroczny laureat z dziedziny ekonomii urodził się w 1932 r. w Kanadzie. Studiował ekonomię na Massachusetts Institute of Technology oraz w London School of Economics. W latach 1961-71 nauczał na Uniwersytecie Chicago, jest więc kolejnym noblistą z grona wykładowców tej słynnej szkoły chicagowskiej, takich jak Friedrich von Hayek (Nobel w 1974 r.) i Milton Friedman (Nobel w 1976 r.). Później wykładał na Uniwersytecie Stanford, a od 1974 r. na Uniwersytecie Columbia. Był doradcą różnych organizacji międzynarodowych (Banku Światowego, MFW i Komisji Europejskiej). Jest autorem licznych prac, takich jak "Międzynarodowy System Walutowy: Konflikt i reforma" oraz "Ekonomia Międzynarodowa".

ZBIGNIEW SALA