Związkowcy ze stoczni w Gdańsku, Gdyni oraz Szczecinie będą dziś w południe pikietować pod Urzędem Rady Ministrów. Domagają się przyspieszenia ciągnących się od lat prac nad oddaniem zakładów w prywatne ręce.
- Wręczymy premierowi Donaldowi Tuskowi list otwarty. Chcemy, żeby osobiście zaangażował się w prywatyzację zakładów. Komisja Europejska dała Polsce czas do 20 czerwca. Mamy poważne obawy, czy ministerstwu skarbu uda się dotrzymać tego terminu i sfinalizować negocjacje z inwestorami - tłumaczy Marek Lewandowski, rzecznik Sekcji Krajowej Przemysłu Okrętowego NSZZ "Solidarność".
Przed weekendem resort skarbu ogłosił, że Stocznia Gdynia zostanie sprzedana do końca przyszłego miesiąca. Wcześniej podobna deklaracja padła w sprawie Stoczni Szczecińskiej Nowej. Przejęciem obu zakładów jest zainteresowana spółka Amber, należąca do Przemysława Sztuczkowskiego, właściciela hutniczej grupy Złomreksu.
- W ciągu ostatnich lat wypowiedzi w sprawie terminów z ust kolejnych ministrów skarbu padło już wiele i nic z tego nie wynikło - kwituje Lewandowski. Jego zdaniem, jednym z głównych problemów zniechęcających prywatnych inwestorów do dokapitalizowania stoczni jest nierozliczona pomoc publiczna udzielona im w poprzednich latach przez państwo.
Lewandowski przypomina, że tuż po tym, jak pod koniec ubiegłego roku spółka ISD Polska kupiła Stocznię Gdańsk, usłyszała od Komisji Europejskiej o konieczności spłaty pomocy publicznej, idącej w setki milionów złotych. Przed objęciem udziałów była mowa o kilkudziesięciu milionach. - Co z tego, że Ukraińcy przejęli kontrolę nad stocznią. Nie rozpoczną inwestycji, dopóki ta kwestia nie zostanie uregulowana. Tymczasem rozmowy strony polskiej z Komisją Europejską idą jak po grudzie. Dotyczy to całego sektora - podsumowuje Lewandowski.