Wygląda na to, że inwestorzy operujący na rynkach walutowych właściwie odebrali sygnał siedmiu potęg przemysłowych (G7 - Francja, Japonia, Kanada, Niemcy, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Włochy) z 11 kwietnia tego roku i od tego czasu amerykański dolar w stosunku do euro podrożał 2,1 proc. Teraz przedstawiciele Stanów Zjednoczonych i strefy euro demonstrują satysfakcję ze stabilizacji notowań waluty USA.

Miesiąc temu ministrowie finansów i szefowie banków centralnych najbardziej rozwiniętych państw świata ostrzegali przed konsekwencjami dużych wahań kursów głównych walut zagrażających stabilności gospodarek. - Oświadczenie G7 przyczyniło się do poprawy notowań dolara - twierdzi Michael Woolfolk, strateg walutowy Bank of New York Mellon Corp. Jest on przekonany, że to nie koniec odrabiania strat przez walut ę amerykańską.

Jean-Claude Trichet, szef Europejskiego Banku Centralnego, oświadczył kilka dni temu, że byłby bardzo zadowolony, gdyby traderzy wzięli pod uwagę zapewnienia Henry Paulsona, sekretarza skarbu USA, iż Stanom Zjednoczonym zależy na mocnym dolarze. Według niektórych specjalistów oświadczenie G7 z kwietnia miało skłonić inwestorów do zmiany myślenia o rynku, by w swoich decyzjach uwzględnili dalszą perspektywę, a nie tylko obecne kłopoty wynikajace z kryzysu hipotecznego. Nowy język G7 był pierwszą znaczącą zmianą od lutego 2004, kiedy przedstawiciele siódemki spotkali się w Boca Raton na Florydzie.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy zwraca uwagę, że spadek kursu dolara jest powodem boomu na rynkach surowcowych. W okresie sześciu miesięcy indeks CRB, uwzględniający 19 surowców, wzrósł 21 proc. Gdyby w latach 2002 - 2007 dolar nie tracił na wartości ropa naftowa byłaby tańsza o 25 dolarów. Walucie USA pomogłoby cięcie stóp procentowych w strefie euro. Zwyżka cen europejskich obligacji świadczy, że inwestorzy coraz bardziej liczą sięz tym.

bloomberg