[srodtytul]Indeks w kanale[/srodtytul]
Obie fazy można bardziej konkretnie wyodrębnić, posługując się prostymi narzędziami technicznymi. Pierwsza z nich została wyznaczona przez ostro nachyloną w górę linię trendu, która została przebita w grudniu 2009 r. Od tego czasu WIG-Banki podąża zaś w łagodniej nachylonym kanale wzrostowym o szerokości rzędu 20 proc. Obecnie jego dolna linia przebiega na wysokości ok. 6500 pkt, górna zaś – w okolicy 7700 pkt. Z technicznego punktu widzenia są to ramy ograniczające średnioterminowe wahania indeksu. Teoretycznie spadek w okolice dolnej linii to okazja do zakupu walorów, wzrost do górnej linii to zachęta do realizacji zysków z papierów. Obecnie indeks znajduje się w połowie kanału, co oznacza nastawienie neutralne.
Rzecz jasna kanał nie będzie formacją obowiązującą w nieskończoność. Wyjście poza jego ramy oznaczałoby definitywny koniec tej koncepcji. Z tego powodu dla długoterminowych inwestorów bardziej wskazane może się okazać nie tyle opisane wcześniej „łapanie” dołków i szczytów w ramach kanału, ile raczej postępowanie według następującej formuły: posiadanie akcji jest uzasadnione dopóki indeks pozostaje w kanale, a tym bardziej wówczas, jeśli opuści go górą, natomiast w razie wybicia w dół z kanału rozsądne byłoby pozbycie się akcji. Uzupełnieniem koncepcji kanału mogą być inne narzędzia techniczne. Weźmy choćby pod uwagę minimum kursu ze 100 ostatnich sesji. WIG-Banki powyżej tego ruchomego (przemieszczającego się w górę) wsparcia przebywa niezmiennie od lutego 2009 r., narzędzie to sprawdzało się również nieźle w trakcie hossy z lat 2003–2007, co zwiększa jego wiarygodność. Obecnie minimum znajduje się na poziomie 6570 pkt, czyli w okolicy dolnej linii opisanego kanału.
[srodtytul]Wyniki finansowe – roczne wyprzedzenie[/srodtytul]
Taki techniczny obraz sektora bankowego warto uzupełnić o fundamenty, które w dłuższej perspektywie są głównym motorem zmian kursów. Skoro mamy trend wzrostowy, to pytanie brzmi: jakie warunki musiałyby być spełnione, by ewentualne negatywne sygnały techniczne (czyli przebicie wsparć) zyskały fundamentalne uzasadnienie? W pierwszej chwili może się wydawać, że takim warunkiem jest zatrzymanie poprawy wyników finansowych. Wbrew pozorom jest to jednak teza nietrafna (przynajmniej jeśli chodzi o bieżące, a nie oczekiwane wyniki), zwłaszcza jeśli jako punkt odniesienia potraktujemy wydarzenia ostatnich lat. Pomiędzy końcem poprzedniej hossy w październiku 2007 r. a załamaniem się tendencji wzrostowej zysków banków minął ponad rok!
Paradoksalnie wyniki (rozumiane jak zyski na akcję) zaczęły się pogarszać wówczas, kiedy końca dobiegła bessa. Na nowo zaczęły się zaś poprawiać dopiero po roku dynamicznej hossy. Widać tu ciekawą zbieżność z omówionymi wcześniej dwiema fazami trendu wzrostowego. Pierwsza z nich – ta najbardziej gwałtowna – paradoksalnie zakończyła się wtedy, kiedy było już wiadomo, że zyski banków zaczynają wreszcie rosnąć. Trudno o bardziej dobitny dowód na to, że giełda kieruje się oczekiwaniami, a nie faktami. W tym kontekście należy zakładać, że w obecnych cenach akcji banków uwzględnione są już oczekiwania dotyczące osiągnięć finansowych sektora w okresie sięgającym nawet I kw. 2012 r.