Lekcje, jakie przedsiębiorstwa wyciągnęły z pandemicznych zakłóceń, oraz polityka rządów nakierowana na zabezpieczenie przed skutkami napięć geopolitycznych dostaw kluczowych towarów skutkują tektonicznymi zmianami w handlu międzynarodowym. Takie tendencje jak ograniczanie przez firmy zależności od pojedynczego dostawcy oraz światowa rywalizacja o kontrolę nad źródłami półprzewodników czy metali ziem rzadkich wcale jednak nie skutkują cofaniem się globalizacji.
Jak wynika z raportów, które przeanalizowała agencja Bloomberg, w okresie wojny handlowej, pandemii i rosyjskiej inwazji na Ukrainę handel międzynarodowy wykazał zaskakującą odporność. „Reglobalizacja” – jak określa się proces, w który właśnie wchodzi świat – zajmie lata i wciąż trudno przewidzieć jego skutki oraz zwycięzców i przegranych. Zgodnie z analizą ING Groep relacja światowego handlu do globalnej produkcji nieco obniżyła się w ostatnich trzech latach, jednak historyczna tendencja wzrostu otwartości gospodarek się utrzymuje.
Jak ustalił Instytut Petersona, amerykańsko-chińska wojna handlowa skutkuje przekierowaniem przepływów w handlu. W 2022 r. import chińskich towarów do USA odnotował w kategoriach nominalnych rekord. Jednak już przywóz tych towarów, które zostały objęte cłami, zmniejszył się w porównaniu z 2017 r. o 14 proc., a udział Państwa Środka w amerykańskim imporcie obniżył się o 3 pkt proc.
W tę lukę wchodzą inne kraje azjatyckie – Wietnam, Indie, Tajwan, Malezja i Tajlandia, a Chińczycy próbują omijać ograniczenia, inwestując w produkcję w Wietnamie, Tajlandii i Meksyku. Dzięki sile transgranicznych łańcuchów dostaw oraz umowom handlowym z USA mocno na tym korzysta zwłaszcza ten ostatni. W ub.r. wykorzystanie mocy produkcyjnych w meksykańskim przemyśle przekraczało 97 proc., a w budowie lub planowaniu było 47 kompleksów przemysłowych.