W niedzielę rozpoczął się mający potrwać dwa tygodnie organizowany przez ONZ szczyt klimatyczny w Egipcie. Ledwie w kurorcie Szarm el-Szejk ruszyły obrady COP27, a już doszło do pewnego przełomu. Chodzi o kwestię reparacji klimatycznych, których na konferencjach z cyklu COP ubogie kraje żądały od gospodarek rozwiniętych od lat 90.
Gospodarki uprzemysłowione aż do tej pory wielokrotnie blokowały próby dodania do programu takiego punktu w obawie, że narazi je to na miliardowe odszkodowania. Opór tej grupy krajów, która przez dwa stulecia rozwijała się kosztem strat dla środowiska, najwyraźniej złagodziła jednak tegoroczna seria związanych ze zmianami klimatu katastrof naturalnych w krajach rozwijających się.
2022 r. stał pod znakiem rekordowych upałów, susz i powodzi, czego najbardziej uderzającym przykładem były powodzie w Pakistanie, które pochłonęły prawie 2 tysiące ofiar i pogłębiły kryzys gospodarczy w kraju. Jak u progu COP27 wynegocjowały obie strony, dyskusja ma się skupiać nie na „odpowiedzialności i odszkodowaniach”, ale na „współpracy i wzajemnej pomocy”. Mimo to wejście kwestii reparacji klimatycznych na agendę szczytu jest faktem, a ostateczne decyzje w tej sprawie mają zapaść do końca 2024 r.
„Włączenie tego zagadnienia do programu konferencji odzwierciedla poczucie solidarności i empatii z cierpieniem ofiar” – oceniał w niedzielę minister spraw zagranicznych Egiptu Sameh Shoukry, który został przewodniczącym obrad COP27.
Jak wynikało z opublikowanego pierwszego dnia szczytu raportu ONZ-owskiej agencji meteorologicznej, już w tym roku średnie temperatury na świecie najprawdopodobniej będą o 1,15 stopnia Celsjusza wyższe od średniej sprzed epoki przemysłowej. To sprawia, że coraz mniej prawdopodobne wydaje się ograniczenie globalnego ocieplenia przed końcem tego wieku do 1,5 stopnia.