Głównym tematem brukselskich negocjacji jest kwestia zmian w funkcjonowaniu Europejskiego Funduszu Stabliności Finansowej (EFSF), wartej 440 mld euro instytucji udzielającej pomocy krajom strefy euro zagrożonym niewypłacalnością. Fundusz ten jest częścią Europejskiego Mechanizmu Stabliności Finansowej wartego łącznie 750 mld euro (z czego 250 mld euro zapewnianych jest przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, a 60 mld euro przez Komisję Europejską).
Wielu ekspertów uważa jednak, że środki, jakimi dysponuje EFSF, nie wystarczą, jeśli pojawi się potrzeba udzielenia pomocy finansowej Hiszpanii. Zwłaszcza że mechanizm działania tego funduszu jest skomplikowany i mało efektywny. Finansuje on swoją działalność za pomocą obligacji gwarantowanych przez europejskie rządy. By obligacje emitowane przez EFSF miały najwyższy rating kredytowy AAA, rządy muszą gwarantować 120 proc. ich wartości. Ponadto kraje otrzymujące pomoc od tej instytucji muszą przekazywać w depozyt część pożyczek pomocowych. Te wszystkie ograniczenia sprawiają, że EFSF dysponuje realnie tylko 250 mld euro na wsparcie dla krajów strefy euro.
Nic dziwnego więc, że Komisja Europejska, niektóre unijne rządy (np. francuski) oraz przedstawiciele Europejskiego Banku Centralnego chcą powiększenia zasobów finansowych oraz zmian w funkcjonowaniu EFSF. Niektórzy z nich, jak np. francuska minister finansów Christine Lagarde, uważają, że powinien on skupować na rynku wtórnym obligacje krajów eurolandu, by odciążyć od tego zadania EBC.
– EBC uważa, że EFSF powinien zostać wzmocniony zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym. Nadszedł czas, by rządy wzięły na siebie odpowiedzialność – twierdzi Jean-Claude Trichet, prezes EBC.
Didier Reynders, belgijski minister finansów, wezwał zaś do podwojenia wartości Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej do 1,5 bln euro.
Berlin głównym hamulcowym