Jak głębokie będzie spowolnienie gospodarcze w krajach Europy Środkowo-Wschodniej w przyszłym roku? O ile może wówczas wzrosnąć PKB?Polski, Czech i Węgier?
Nasze prognozy mówią, że wzrost PKB?Polski zwolni w 2012 r. do 2,9 proc., czyli będzie nieco niższy od prognozowanego przez NBP. W przypadku Czech spodziewamy się wzrostu gospodarczego wynoszącego 2,5 proc.
Spowolnienie będzie tam głównie wynikiem gorszej sytuacji na rynkach eksportowych.
Dekoniunktura w eksporcie poważnie uderzy również w Węgry. Możliwe też, że nałożą się na nią dodatkowe cięcia fiskalne lub kłopoty węgierskiego rządu z finansowaniem, więc wzrost gospodarczy może zwolnić do około 1 proc. Oczywiście, istnieje ryzyko, że spowolnienie w regionie okaże się poważniejsze. Wiele zależy przecież od sytuacji w strefie euro.
Odbicie nastąpi więc pewnie w związku z poprawą koniunktury na rynkach eksportowych oraz uspokojeniem sytuacji w strefie euro. Kiedy możemy się tego spodziewać?
To trudno przewidzieć, gdyż stabilizacja w strefie euro będzie zależała głównie od tego, jakie decyzję podejmą europejscy politycy w nadchodzących tygodniach i miesiącach, a szczególnie na szczycie Unii Europejskiej zaplanowanym na niedzielę. Jeśli uda im się wypracować rozwiązania, które powstrzymają kryzys zadłużeniowy przed rozlaniem się na większe państwa, takie jak Włochy, to odbicie nastąpi szybciej. Jeśli kryzys uderzy w duże państwa eurolandu, sytuacja znacznie się skomplikuje i możemy się spodziewać dłuższego okresu dekoniunktury gospodarczej w Europie, w tym we wschodzących gospodarkach kontynentu.
Pytania do... Grzegorza Maliszewskiego, głównego ekonomisty Banku Millennium
Na akcje jeszcze za wcześnie
Jak ocenia pan prognozy Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju dotyczące wzrostu gospodarczego Polski w przyszłym roku?
Nasze prognozy są nieco bardziej optymistyczne – według Banku Millennium PKB wzrośnie w przyszłym roku o 3,2 proc. Biorąc jednak pod uwagę skalę niepewności w gospodarce globalnej, ocena EBOiR mnie nie dziwi.
Ryzyko, że w przyszłym roku koniunktura się pogorszy, jest duże, większe niż wcześniej – w tym kontekście wzrost gospodarki o 2,2 proc. też nie jest pesymistycznym założeniem.
Skąd bierze się większy optymizm w waszych prognozach?
Jest kilka przyczyn. Uważamy, że słaby złoty będzie wspierał eksporterów, a sytuacja na rynku pracy nie pogorszy się znacząco. Stopa bezrobocia w 2012 r. wyniesie naszym zdaniem około 13 proc. wobec obecnych niecałych 12 proc., dlatego konsumpcja nie powinna wyhamować gwałtownie. Potencjału do znacznego spadku inwestycji nie widzimy. Przedsiębiorstwa inwestowały dotychczas w ograniczonym stopniu. Nie ma więc ryzyka, że będą się wycofywały z projektów, które już zostały rozpoczęte. Polskie firmy oraz gospodarstwa domowe w pewnym zakresie są przygotowane na spowolnienie, dlatego jego konsekwencje nie powinny być bardzo silne.
Czy wobec tego teraz jest dobry moment na lokowanie oszczędności na rynku akcji?
W najbliższym czasie na pewno najlepiej wybierać bezpieczniejsze inwestycje, lokaty bankowe, fundusze obligacji i pieniężne. Na kupowanie akcji moim zdaniem jest jeszcze za wcześnie. Nie wiadomo, jak długo potrwa spowolnienie i jak głębokie ono będzie.
Wprawdzie rynki wyceniają już negatywne scenariusze, ale może się okazać, że nie są one wystarczająco pesymistyczne i światowa gospodarka będzie się borykała z recesją. W związku z niepewnością co do rozwoju sytuacji gospodarczej na świecie
rynek akcji w najbliższych miesiącach będzie cechowała duża zmienność. Nie można wykluczyć, że wyceny będą więc jeszcze niższe niż teraz.
Kiedy zostanie osiągnięty ten najniższy poziom?
To oczywiście trudno jednoznacznie określić, biorąc pod uwagę skalę niepewności w gospodarce globalnej. Prawdopodobnie będzie to przyszły rok, ale czy nastąpi to na początku, w połowie czy pod koniec 2012 roku – nie wiadomo. Jest jeszcze za wcześnie na takie prognozy, między innymi dlatego, że w dalszym ciągu nie wiadomo, w jaki sposób strefa euro poradzi sobie z problemem zadłużenia Grecji. Dużo zależy od decyzji politycznych, które zapadną na szczeblu Unii Europejskiej.
Pytania do... Elwina de Groota, starszego ekonomisty z Rabobanku
EFSF jest zbyt skomplikowany
Agencja Moody's ostrzegła, że nowy plan wzmocnienia EFSF zakładający pozwolenie mu na częściowe gwarantowanie emisji obligacji zadłużonych państw eurolandu może zagrozić ocenom wiarygodności kredytowej „zdrowych" państw strefy euro, zwłaszcza Francji. Czy to może zniechęcić UE do podążania tą drogą?
Szczerze mówiąc nie rozumiem, dlaczego ten komunikat agencji Moody's ukazał się teraz. Wydaje się, że poprzednie wzmocnienie EFSF, które wymagało od państw strefy euro zwiększenia gwarancji dla tego funduszu, było bardziej obciążające dla ich ratingów.
Ale prawdą jest, że działanie EFSF opiera się na transferze ryzyka związanego z nadmiernym zadłużeniem z jednych państw do innych. Jest więc zrozumiałe, że wiarygodność kredytowa krajów, które to ryzyko biorą na siebie, będzie się zrównywała z wiarygodnością tych państw, od których je przejmują. Nawet jeśli ratingi nie będą tego odzwierciedlały.
Problem ten najwcześniej dotyka Francji dlatego, że spośród krajów o ratingu AAA, jej finanse publiczne są w najgorszej kondycji. Na domiar złego, francuskie banki są mocno zaangażowane w obligacje skarbowe zadłużonych państw. Mamy więc do czynienia z błędnym kołem – Paryżowi najbardziej zależy na tym, aby tym zadłużonym krajom pomóc, ale jego zaangażowanie w tę pomoc może go wpędzić w jeszcze większe tarapaty.
Czy wobec tego Bruksela powinna poszukać innych możliwości wzmocnienia EFSF?
Rzecz w tym, że alternatyw nie widać. Sensowny był pomysł, aby pozwolić EFSF na pożyczanie z Europejskiego Banku Centralnego pieniędzy pod zastaw kupionych na rynku obligacji państw eurolandu, dzięki czemu mógłby kupić kolejne obligacje. Ale EBC nie chce się na to zgodzić, aby nie zostać posądzonym o monetyzację długów publicznych. Zresztą, nawet gdyby EBC ustąpił, ten pomysł na zwiększenie siły nabywczej EFSF mógłby nie zyskać aprobaty tych członków eurolandu, którzy najbardziej obawiają się inflacji, np. Niemiec.
Czy te kontrowersje oznaczają, że jakikolwiek przełom na weekendowym szczycie liderów UE jest mało prawdopodobny? I że oczekiwanie na decyzje w sprawie restrukturyzacji długu Grecji jeszcze długo będzie trzymało inwestorów w niepewności?
Tego się obawiam. Jest jasne, że restrukturyzacja długu Grecji nie może być przeprowadzona dopóty, dopóki nie istnieje solidny mecha- nizm, który zablokuje rozlanie się kryzysu fiskalnego na inne państwa unii walutowej i pozwoli dokapitalizować banki. A EFSF w obecnej formie takim mechanizmem niestety nie jest. Przede wszystkim jest zbyt zawiły i nieprzejrzysty. Na przykład bank może skorzystać z jego pomocy dopiero wtedy, gdy wcześniej zrobi to rząd danego kraju, a ten może to zrobić dopiero wtedy, gdy już ma poważne kłopoty.