Globalne rynki akcji wciąż odczuwały we wtorek przypływ optymizmu związany z nadziejami na uniknięcie amerykańsko-chińskiej wojny handlowej. Optymizm ten podsycił chiński premier Li Keqiang, mówiąc, że USA i Chiny powinny prowadzić negocjacje w sprawie handlu, oraz obiecując, że ChRL wzmocni ochronę zagranicznej własności intelektualnej. Wcześniej amerykański sekretarz skarbu Steven Mnuchin mówił o bardzo produktywnych negocjacjach z Chińczykami.
W reakcji na te sygnały rosły we wtorek indeksy giełdowe w Azji i Europie. Japoński Nikkei 225 zamknął się 2,7 proc. na plusie. Niemiecki DAX zyskiwał po południu 2 proc., brytyjski FTSE100 rósł o 1,9 proc., a polski WIG20 – o 1,5 proc. Sesja w USA zaczęła się od zwyżek, po tym jak w poniedziałek indeks Dow Jones Industrial zyskał 2,8 proc. (był to jego największy jedniodniowy wzrost od sierpnia 2015 r.).
Brak wiary w wojnę
Analitycy wskazują, że zeszłotygodniowe spadki na światowych giełdach były przesadzoną reakcją inwestorów na zapowiedź nałożenia przez USA karnych ceł na chińskie produkty. – Nasz podstawowy scenariusz mówi, że nie będzie wojny handlowej na pełną skalę. Zapowiedź nałożenia ceł to tylko sposób Trumpa na zwiększanie presji, po to by uzyskać ustępstwa. Ryzyka wojny handlowej nie da się jednak wykluczyć – twierdzi Craig MacDonald, analityk z firmy Aberdeen Standard Investments.
– Rynek sądzi już, że cła są tylko retoryką w rozmowach handlowych, a nie twardym stanowiskiem. Obawy dotyczące handlu nie wpłynęły też mocno na zmianę dobrych perspektyw dla gospodarki światowej. Silne odbicie na rynku może nie być więc zaskoczeniem – uważa Sam Stovall, strateg z firmy CFRA Research.
Ryzyko wojny handlowej może jednak wracać i negatywnie wpływać na rynki w nadchodzących tygodniach. – Kwestią kluczową jest to, jak duże koncesje handlowe mogą zaoferować inne kraje i czy będą one wystarczające, by można je było sprzedać amerykańskim wyborcom jako cenne zwycięstwo – zauważa Craig Erlam, analityk z brytyjskiej firmy Oanda.