– Mam radę dla zdrajców, którzy po prostu nienawidzą ojczyzny w swoim wolnym czasie. Nie wybierajcie Wielkiej Brytanii na miejsce do życia. Nie życzę nikomu śmierci, ale z czysto edukacyjnych powodów ostrzegam każdego, kto marzy o karierze zdrajcy – powiedział w rosyjskiej publicznej telewizji Kirił Kjemonow, prezenter programu publicystycznego „Wriemia". Choć Rosja gwałtownie wypiera się tego, że otruła pułkownika Siergieja Skripala (oficera rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, który przez wiele lat pracował dla Brytyjczyków), to jednocześnie wysyła sugestie, że każdy, kto ją zdradzi, zginie makabryczną śmiercią. To ostrzeżenie kierowane jest jednak nie tylko do szpiegów zmieniających stronę w tajnych wojnach. Dotyczy ono również oligarchów, którzy otarli się o kremlowskie tajemnice. Ludzi takich jak Borys Bieriezowski czy Nikołaj Głuszkow.
Dusiciel z angielskiej prowincji
Zabójcy wyraźnie działali pod presją czasu, tak jakby chcieli zdążyć przed chaosem związanym z wydaleniem rosyjskich dyplomatów z Wielkiej Brytanii. W kilka dni po otruciu Skripala zginął w dziwnych okoliczności Nikołaj Głuszkow, były wiceprezes rosyjskich linii lotniczych Aeroflot. Brytyjska policja oficjalnie uznała, że został uduszony w swoim domu. Głuszkow swego czasu mocno zdenerwował wielu ludzi z rosyjskich służb specjalnych. Gdy w latach 1996–1997 zarządzał Aeroflotem i przekształcał go w dochodową spółkę, odkrył, że w firmie pracuje 4 tys. funkcjonariuszy tajnych służb, którzy nie wnoszą do jej funkcjonowania żadnej wartości dodanej, a kontrolują 450 zagranicznych kont, na które wyprowadzano pieniądze z linii lotniczych. Głuszkow zrobił z tym porządek, zwalniając niepotrzebnych agentów służb i przekierowując pieniądze zagranicznych biur Aeroflotu na jedno, centralnie zarządzane konto. Dzwonili do niego po tym z pretensjami ludzie z kierownictwa FSB, czyli rosyjskiego cywilnego kontrwywiadu (w którym służył m.in. obecny prezydent Władimir Putin). Na pogróżkach się nie skończyło. W 1997 r. Głuszkow stracił posadę w Aeroflocie, a prokuratora wszczęła przeciwko niemu śledztwo w sprawie rzekomych malwersacji w spółce. W 1999 r. biznesmen trafia do więzienia, z którego wychodzi w 2004 r. Wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymuje azyl polityczny. Jest przyjacielem znanego oligarchy-emigranta Borysa Bieriezowskiego. Gdy w 2013 r. Bieriezowski zostaje znaleziony martwy w swojej łazience – powieszony na dwóch ręcznikach przywiązanych do kranów wanny – Głuszkow mówi, że to nie było samobójstwo. – Borys został uduszony. Albo zrobił to sam, albo ktoś mu w tym pomógł, ale nie wierzę, że to było samobójstwo. To nie była normalna śmierć – wskazywał wówczas Głuszkow.
Czemu jednak ktoś miałby zabijać Bieriezowskiego? Ten prominentny emigrant wspierał co prawda rosyjską opozycję antyputinowską, ale wydawał się być słabym przeciwnikiem dla Putina. Stracił większość majątku, miał za sobą proces rozwodowy i leczył się na depresję. Wciąż jednak był człowiekiem, którego na Kremlu postrzegano jako zdrajcę, który poznał wiele niebezpiecznych tajemnic. „Żałuję i proszę o wybaczenie, że przywiodłem do władzy Władimira Putina. Za to, że nie byłem w stanie wypełnić obowiązku dostrzeżenia w nim na czas przyszłego chciwego tyrana i uzurpatora, człowieka depczącego wolności i zatrzymującego rozwój Rosji. Wielu z nas nie rozpoznało go wówczas, ale i to mnie nie usprawiedliwia. Wybaczcie mi. Więcej już nie ma, o co winić siebie przed Rosją" – pisał Bieriezowski na rok przed śmiercią.
W latach 90. Bieriezowski był jednym z najbogatszych ludzi w Rosji, a robiąc interesy, bardzo naraził się wielu środowiskom. W 1994 r. stał się celem zamachu bombowego, w którym zginął jego kierowca. Śledztwo w tej sprawie prowadził młody oficer wydziału kryminalnego milicji (MUR) Aleksander Litwinienko. W 1998 r. płk FSB Aleksander Litwinienko publicznie ogłosił, że dostał od zwierzchników rozkaz zorganizowania zamachu na Bieriezowskiego. „Grupa przestępcza z Łubianki" celowała w oligarchę. W 1998 r. Bieriezowski stał się ponadto celem ataku frakcji premiera płk. Jewgienija Primakowa. Przyparty do muru Bieriezowski wsparł siłę konkurencyjną wobec Primakowa – byłego szefa FSB płk. Władimira Putina (którego poznał kilka lat wcześniej, gdy Putin pracował w ratuszu w Sankt Petersburgu). Dzięki własnym mediom zorganizował Putinowi zwycięską kampanię prezydencką. Oskarżano go również, że sfinansował rajd Szamila Basajewa na Dagestan, dając tym samym Putinowi możliwość rozpoczęcia „małej, zwycięskiej wojenki". Stosunki oligarchy z Putinem szybko się jednak popsuły. Media Bieriezowskiego krytykowały Putina za sposób, w jaki prowadził wojnę czeczeńską oraz jego zachowanie po katastrofie „Kurska". W lipcu 2000 r. Bieriezowski zrezygnował z mandatu deputowanego do Dumy, protestując przeciwko „autorytarnym trendom" nowej administracji. Prokuratura prowadziła już przeciwko niemu szereg śledztw. W 2001 r. Bieriezowski uciekł przed śledczymi do Wielkiej Brytanii. Tam finansował m.in. książki i filmy udowadniające, że to putinowskie FSB stało za zamachami bombowymi z 1999 r., które były pretekstem do ataku na Czeczenię. Bezcenną wiedzą służył w tym przypadku zbiegły do Wielkiej Brytanii płk Aleksander Litwinienko, którego w 2006 r. zabito za pomocą radioaktywnego polonu. Podejrzany o otrucie Litwinienki oficer FSB Andriej Ługowoj przesłał później Bieriezowskiemu koszulkę z nadrukiem „Polon 210. Londyn, Hamburg, ciąg dalszy nastąpi" i „Nuklearna śmierć puka do twych drzwi". Służby obyły się jednak bez polonu...
W 2008 r. zmarł w swoim domu w Surrey gruziński oligarcha Badri Patarkaciszwili, bliski wspólnik Bieriezowskiego. Orzeczono zawał serca, ale biznesmen na kilka dni przed śmiercią twierdził, że Kreml wysłał za nim ekipę czterech gruzińskich zabójców. Przechwycono również rozmowę jednego z rosyjskich oficjeli z czeczeńskim płatnym zabójcą, w której omawiano „całkowite zniknięcie" Patarkaciszwilego.