„Marksizm umiera na Wschodzie, ponieważ jest realizowany na Zachodzie" – pisał w końcówce lat 80. włoski filozof Augusto del Noce. Wówczas jego słowa mogły brzmieć absurdalnie. Oto bowiem świat zdawał się zmierzać w stronę triumfu kapitalizmu i demokracji, a nawet taki bastion czerwonej ideologii jak Chiny przestawiał się na turbokapitalizm. 30 lat później słowa o realizowaniu marksizmu na Zachodzie nabierają nowego znaczenia. Marksizm odnosi bowiem zadziwiające triumfy wśród młodzieży bogatego Zachodu. Z sondażu przeprowadzonego na jesieni zeszłego roku na zlecenie amerykańskiej Fundacji Pamięci Ofiar Komunizmu wynika, że 44 proc. przedstawicieli pokolenia milenialsów z USA wolałoby żyć w ustroju socjalistycznym niż w kapitalizmie. Po 7 proc. wskazało, że preferowałoby ustrój komunistyczny lub faszystowski. – Nasz raport pokazuje, że milenialsi coraz częściej odchodzą od kapitalizmu na rzecz socjalizmu czy nawet komunizmu, które traktują jako sensowne alternatywy – twierdzi Marion Smith, dyrektor zarządzająca Fundacji Pamięci Ofiar Komunizmu.
Po co nam 23 rodzaje dezodorantów?
Dowodem na to, że poglądy młodych Amerykanów mają mocny lewicowy przechył, są m.in. wyniki badań ich sympatii politycznych w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi z 2016 r. Bernie Sanders, senator otwarcie nazywający się socjalistą, walczył o nominację z ramienia Partii Demokratycznej przeciwko Hillary Clinton. I wszystko wskazuje na to, że zdobyłby tę nominację, gdyby Narodowy Komitet Demokratów, partyjne szychy oraz sponsorzy nie rzucili wszystkich sił, by zapewnić zwycięstwo Hillary. Po stronie Sandersa stały głównie rzesze jego młodych fanów. Osoby mające poniżej 30 lat oddały na niego w prawyborach więcej głosów niż w tej kategorii wiekowej padło łącznie na Clinton i Donalda Trumpa (w prawyborach republikańskich). Część analityków sądzi, że gdyby Sanders zdobył nominację, to mógłby zwyciężyć w starciu z Trumpem. Co jakiś czas pojawiają się zaś przecieki, że ten 76-letni senator może w 2020 r. znów stanąć do prezydenckiego wyścigu.
Czym Bernie Sanders zdobył sobie uznanie amerykańskich milenialsów? Jest on uznawany za zwolennika przekształcenia USA w państwo opiekuńcze w stylu skandynawskim. Amerykańskiej młodzieży spodobały się zaś jego pomysły wsparcia w spłacie pożyczek zaciągniętych na opłacenie kosztów studiów oraz wprowadzenia systemu powszechnej opieki zdrowotnej w stylu europejskim. Sanders był socjalistycznym działaczem już na początku lat 60. Nie sposób odmówić mu konsekwencji w poglądach, choć niektóre z tych poglądów wydają się kuriozalne. – Nie potrzebujemy wyboru pomiędzy 23 rodzajami dezodorantów czy 18 markami butów w sytuacji, w której są w naszym kraju głodujące dzieci – mówił w trakcie kampanii wyborczej. – W obecnych czasach amerykański sen ma większą szansę na realizację w takich krajach Ameryki Południowej, jak: Ekwador, Wenezuela czy Argentyna – twierdził w 2011 r. W latach 80. jeździł zaś do komunistycznej Nikaragui, udzielając propagandowego wsparcia jej władzom, a także wybrał się na miesiąc miodowy do Związku Sowieckiego.
Nagłego przypływu fascynacji lewicowymi radykałami wziętymi żywcem z czasów zimnej wojny doznaje również brytyjska młodzież. To głosy milenialsów zdecydowały o bardzo dobrym wyniku w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych Partii Pracy, kierowanej przez lewicowego radykała Jeremy'ego Corbyna. W kategorii wiekowej 18–24 lata stronnictwo to zdobyło ponad 60 proc. głosów. Corbyn określa sam siebie jako demokratycznego socjalistę, a Karola Marksa nazywa „wielkim ekonomistą". Jego celem jest cofnięcie polityki gospodarczej Wielkiej Brytanii do czasów sprzed Margaret Thatcher, w tym renacjonalizacja przedsiębiorstw sprzedanych od lat 80. „Dziękujmy Hugonowi Chavezowi za pokazanie, że biedni się liczą, a bogactwem można się dzielić. Bardzo pomógł on Wenezueli i światu" – pisał Corbyn w 2013 r. po śmierci wenezuelskiego komunizującego przywódcy Hugo Chaveza (później skasował ten tweet, gdyż gospodarka socjalistycznej Wenezueli się rozpadła). Perspektywa tego, że Corbyn zostanie kiedyś być premierem, może niepokoić nie tylko brytyjską klasę średnią, ale również tajne służby. Przywódca Partii Pracy przez ostatnie cztery dekady utrzymywał bowiem kontakty z lewicowymi terrorystami – od bojowników irlandzkiej IRA po kolumbijską M-19, a jakiś czas temu Jan Sarkocy, były funkcjonariusz czechosłowackiego komunistycznego wywiadu przyznał, że w latach 80. przekazywał Corbynowi pieniądze w zamian za informacje. – Informacje przekazywane przez Corbyna były bardzo wysoko oceniane przez Moskwę – przyznał Sarkocy.
Lewicowych radykałów lubi też francuska młodzież. W zeszłorocznych wyborach prezydenckich 30 proc. głosów wyborców w wieku 18–24 lat poszło na Jeana-Luca Melanchona, kandydata radykalnej lewicy. Zwyciężył on w tej kategorii wiekowej. (Dla porównania: Marine LePen, kandydatka nacjonalistów, zdobyła w tej grupie 21 proc. głosów, a obecny prezydent Emmanuel Macron – tylko 18 proc.). Program Melanchona przewidywał: wprowadzenie 100-proc. podatku dla najlepiej zarabiających Francuzów, czterech nowych stawek podatku dochodowego, zmniejszenie tygodnia pracy do czterech dni, rezygnację z energetyki nuklearnej, wyprowadzenie Francji ze strefy euro, UE i NATO, a także wyjście jej z międzynarodowych porozumień handlowych. Jeśli Francuzi zniechęcą się do prezydenta Macrona, to może się okazać, że w następnych wyborach znacznie zyskają lewicowi radykałowie, na tle których nacjonalistka Marine Le Pen będzie się prezentowała jako głos rozsądku i mieszczańskiego umiarkowania.