„Od powietrza, głodu, ognia i wojny/ Wybaw nas, Panie!" – to fragment ułożonej w XVII w. pieśni kościelnej. W ostatnich tygodniach kończona jest nią każda msza św. w Polsce. Zwróćmy uwagę, że wymienia ona „morowe powietrze", czyli epidemię, jako pierwsze wśród zagrożeń – w domyśle groźniejsze od głodu, ognia i wojny. Nie powinno nas to dziwić. Aż do końcówki XIX w. w trakcie wojen zwykle dużo więcej ludzi było zabijanych przez wirusy i bakterie niż przez żołnierzy. Choć podróże między kontynentami trwały o wiele dłużej niż w XXI w., to zabójcze drobnoustroje przemierzały świat zadziwiająco szybko. Zabijały miliony ludzi, a przy okazji zmieniały globalną architekturę polityczną, gospodarczą i społeczną.
Śmierć przyszła z Azji
Jedną z najbardziej znanych pandemii świata starożytnego była tzw. zaraza Antoninów, która nawiedziła Imperium Rzymskie w latach 165–180 n.e. Zabiła m.in. Marka Aureliusza (z rodu Antoninów), jednego z lepszych rzymskich cesarzy. Przyniosła 5 mln ofiar śmiertelnych, a w niektórych regionach zmniejszyła populację nawet o 30 proc. Zdziesiątkowała też rzymską armię, która miała z czasem coraz większe problemy z powstrzymywaniem naporu plemion barbarzyńskich. Część historyków widzi w tych wydarzeniach początek procesu upadku Rzymu. Starożytni kronikarze wskazują, że zaraza po raz pierwszy pojawiła się podczas oblężenia Seleucji w Mezopotamii. Wcześniej bardzo podobna epidemia dotknęła Chin, gdzie przyczyniła się do upadku Wschodniej Dynastii Han. Chiny i Rzym prowadziły wówczas ze sobą intensywny handel.
Kolejną wielką pandemią, która uderzyła w centra ówczesnej cywilizacji, była dżuma Justyniana. Pojawiła się w Konstantynopolu w latach 541–542, a powracała aż do 780 r. Zachorował na nią cesarz Justynian Wielki, a według bizantyńskiego historyka Prokopiusza z Cezarei umierało na nią dziennie w Konstantynopolu nawet 10 tys. osób. Historycy od wieków próbują ustalić, jak duża rzeczywiście była jej śmiertelność. Maksymalne szacunki mówią o 100 mln osób na całym świecie. Dżuma Justyniana miała zabić od 25 proc. do 60 proc. populacji Europy. Badania prowadzone w XXI w. sugerują jednak, że na terenach położonych we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego zabiła maksymalnie kilkanaście procent ludności i nie doprowadziła do większych zmian w gospodarce. Nie da się jednak zaprzeczyć, że osłabiła fiskalnie Bizancjum, co przyczyniło się do utraty przez nie północnych Włoch (choć to było jeszcze nic w porównaniu z trwającymi kilka dekad wojnami z Persją, które osłabiły oba kraje i otworzyły drogę ekspansji islamu). Przyniosła też bardzo zabójcze skutki na Wyspach Brytyjskich. Tak przetrzebiła plemiona celtyckie, będące gospodarzami tych ziem, że dały się one zepchnąć germańskim Anglom i Sasom na jałowe ziemie Walii. To, że dzisiaj język angielski jest międzynarodowym językiem biznesu, jest więc jednym z odległych skutków dżumy Justyniana.
Kolejną wielką pandemią, która uderzyła w Europie, była czarna śmierć, czyli dżuma szalejąca w latach 1346–1351. Została przywleczona z Azji Środkowej (nowsze badania genetyczne sugerują, że po raz pierwszy pojawiła się w Chinach) poprzez Krym i Bizancjum do włoskich miast, a stamtąd rozlała się po całym kontynencie. Mocno dotknęła też Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej oraz Indii. Na całym świecie mogła zabić 75–200 mln ludzi. W Europie zgładziła 30–60 proc. populacji, a w niektórych regionach (Włochy, Hiszpania) nawet 80 proc. Wiele krajów osiągnęło poziom zaludnienia sprzed zarazy dopiero po 150–200 latach. Polska była nią stosunkowo mało dotknięta, do czego przyczyniło się wprowadzone przez króla Kazimierza Wielkiego zamknięcie granic dla cudzoziemców oraz ograniczenie podróży między miastami.
Wyludnienie Europy Zachodniej i Południowej skutkowało wielkimi zmianami gospodarczymi. „Po wielkiej zarazie ci chłopi, którzy przeżyli, znaleźli się w nowej sytuacji. Ziemi było tyle samo do uprawy, rąk do pracy – bez porównania mniej. Praca chłopska stała się znacznie cenniejsza. W spustoszonym kraju, w zdestabilizowanej sytuacji społecznej łatwiej było szukać zmiany swojego losu: domagać się nowej, korzystnej umowy z panem, uciec do miasta (już po zarazie, oczywiście) albo nawet się zbuntować (...). Na wsi zamiast ubogiego rolnictwa zbożowego rozwija się bardziej opłacalna hodowla. Więcej mięsa, mleka, wełny – znów zasilających i napędzających gospodarkę miejską. Szlachta rozwarstwi się: na arystokrację i na masową część uboższą – która będzie coraz bardziej zależna od państwa, rozbudowywującego się, coraz ważniejszego rozdawcę ról życiowych i ekonomicznych karier" – pisze prof. Andrzej Nowak. Pierwsze 100–150 lat po zarazie będzie też okresem niesamowitego rozwoju państw Europy Środkowo-Wschodniej, które zostały nią stosunkowo mało dotknięte. Polska, Czechy i Węgry będą obszarami szybko się bogacącymi i przyciągającymi imigrantów z Europy Zachodniej. Symboliczne jest choćby to, że XIV w. włoski poeta Petrarca myślał o przeniesieniu się do Pragi czeskiej.