Mam wrażenie, że ocenę kondycji gospodarki utrudniają pewne zaburzenia statystyczne, w szczególności tzw. efekt przeniesienia. W 2022 r. wzrost PKB był wysoki, sięgnął 4,9 proc., w dużej mierze za sprawą bardzo udanego przełomu lat. Teraz będzie odwrotnie, na przełomie lat gospodarka jest słaba, co wpłynie negatywnie na wzrost PKB w ujęciu rok do roku w całym 2023 r. Czy wyhamowanie rocznego wzrostu PKB do 1 proc., jak sugeruje państwa nowa prognoza, nie wyolbrzymia skali spowolnienia gospodarczego? Czy nie jest tak, że dołek cyklu koniunkturalnego przypadł w praktyce na ostatnie miesiące, a teraz jesteśmy u progu ożywienia?
A.Ś. Zgadza się, przy takiej kumulacji w ostatnich latach czynników niestandardowych trudno bieżącą sytuację analizować na podstawie rocznych dynamik wzrostu, na które silnie wpływają zmienne bazy odniesienia. Łatwiej analizować zmiany kwartalne oczyszczone z sezonowości. Tyle że ta sama kumulacja czynników niestandardowych pogarsza jakość oczyszczania z sezonowości, co skutkuje znacznymi korektami danych.
I tak, na przełomie 2021 i 2022 r. gwałtownie przyrastały zapasy, podbijając wzrost PKB. Ten efekt wygasa, co obecnie osłabia wzrost PKB. Można też zastanawiać się, o ile ostatni spadek wydatków konsumpcyjnych w IV kw. jest konsekwencją tego, że rok wcześniej konsumenci nadrabiali zaległości w konsumpcji z okresu pandemii Covid-19. To dodatkowo utrudnia ocenę, w jakim stopniu spadek konsumpcji łagodziła wyższa liczba konsumentów w związku z napływem obywateli Ukrainy.
Ł.T.: Stoimy wobec wyzwań z interpretacją danych statystycznych mocno zaburzonych najpierw pandemią, a obecnie skutkami wojny i szoku energetycznego. Natomiast z całokształtu informacji wyłania się obraz, że choć gospodarka słabnie, to jesteśmy blisko punktu najsłabszej koniunktury. Przedsiębiorcy i konsumenci są bardzo ostrożni, ale to się nie przeradza w implozję gospodarki. Koniunkturę zakotwicza stabilny krajowy rynek pracy i oddalenie widma kryzysu energetycznego w Europie. Jest szansa, że stopniowo będziemy z tego dołka wychodzić, chociaż nie będzie to spektakularne ożywienie.
Czy rynek pracy rzeczywiście jest stabilny, nie wykazuje oznak spowolnienia? W styczniu przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło o 25 tys. etatów, wyraźnie mniej niż w tym samym miesiącu w poprzednich latach. Ze względu na to, że na początku roku GUS dokonuje rewizji próby przedsiębiorstw, dodając do niej podmioty, których zatrudnienie w poprzednim roku sięgnęło co najmniej dziesięć osób, styczniowy wynik to w dużej mierze odzwierciedlenie zmiany zatrudnienia w małych firmach w 2022 r. I wygląda na to, że ta zmiana była znacznie mniejsza niż w poprzednich latach. O czym to świadczy? Firmy nie chciały zwiększać zatrudnienia, czy może chciały, ale nie mogły, bo brakowało pracowników?
A.Ś.: Moim zdaniem nie widać, póki co niebezpiecznego pogorszenia sytuacji na rynku pracy. Owszem, popyt na pracowników osłabł, ale wciąż jest solidny. Z początkiem 2023 r. obniżyła się dynamika wzrostu przeciętnego zatrudnienia i pracujących w sektorze przedsiębiorstw, niemniej pomimo wyższych statystycznych baz odniesienia wciąż mówimy o wzroście. Nasze szacunki zmian miesięcznych oczyszczonych z sezonowości wskazują na niewielkie zmiany zatrudnienia. Podobnie dane o bezrobociu wskazują, że stopa bezrobocia i liczba bezrobotnych przestają spadać, ale też nie rosną. Wskaźnik prognoz zatrudnienia w przedsiębiorstwach (wg badania NBP Szybki Monitoring) na przełomie roku wyraźnie obniżył się, wciąż jednak utrzymuje się zdecydowanie powyżej długookresowej średniej. Brak kadr nie jest dla firm tak palący, jak wcześniej, ale wciąż jest wymieniany jako bariera rozwoju firm. Podsumowując, mamy pewne cykliczne ochłodzenie na rynku pracy, ale jego skalę zdecydowanie ogranicza sytuacja demograficzna.