Jak ocenia pan restrukturyzację w Ciechu?
Bardzo pozytywnie. Zarząd poważnie podszedł do tej kwestii. Zamknął Zachem, czego nikt nie chciał od długiego czasu się podjąć.
Ale równocześnie nie można dopuścić do tego, że cała grupa podupada z powodu jednego zakładu. Czasem trzeba podjąć męską decyzję, choć jest ona trudna, bo trzeba zwalniać ludzi. Ale jak widać rynek dobrze ją przyjął, bo wartość spółki od tego czasu znacząco wzrosła, dziś cena akcji jest w okolicach 22 zł, a w sierpniu było to około 16 zł.
Zarząd Ciechu ma sprzedać zbędne aktywa, żeby Skarb Państwa mógł więcej dostać za swój pakiet akcji tej spółki. Czy planujecie sprzedaż przez giełdę, czy szukacie inwestora?
Nie wykluczamy żadnej ścieżki prywatyzacyjnej. Ten pakiet jest na sprzedaż i w przyszłym roku chcemy ten proces zakończyć.
A jeśli znalazłby się kupiec, to wolelibyście takiego z polskim czy zagranicznym kapitałem?
To nie ma absolutnie znaczenia. Nie mamy żadnej preferencji geograficznej. Przy oddawaniu kontroli oczekiwalibyśmy oczywiście nieco wyższej ceny niż wynika to z kursu. Ale ostatecznie wyceni to rynek, a my podejmiemy decyzję, czy się na to godzimy, czy nie.
Niektórymi aktywami sodowej grupy zainteresowane są Puławy...
Ciech jest w trakcie zaawansowanych prac związanych z czyszczeniem swojego ogródka. Nie zamierzamy blokować sprzedaży żadnej spółki wchodzącej w skład tej grupy, jak to miało miejsce w przeszłości. Liczy się czysty interes biznesowy.
Jaki chcecie mieć udział w powstającej Grupie Azoty?
Na razie trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, wszystko będzie zależało od tego, jak wielu akcjonariuszy Puław zamieni swoje akcje na akcje Grupy Azoty.
Dla nas najważniejsze jest, aby zabezpieczyć się przed kolejną próbą wrogiego przejęcia nad nowym skonsolidowanym podmiotem – nasze zaangażowanie w nowej połączonej spółce na pewno pozostanie na znaczącym poziomie.
Czy dostrzega pan ryzyko związane z niedotrzymaniem terminów w procesie konsolidacji Tarnowa i Puław. Komisja Europejską może np. nie wydać zgody w odpowiednim czasie i trzeba będzie zwołać kolejne walne?
Wolelibyśmy uniknąć takiej sytuacji. Liczymy, że KE wyda decyzję w odpowiednim czasie i termin 24 stycznia na zakończenie fuzji zostanie dotrzymany. Na razie nie mamy niepokojących sygnałów, że coś się opóźni.
Jak wyobraża sobie pan podział kompetencji w przyszłej grupie?
Puław nie można porównywać ani do Polic, ani do Kędzierzyna, które wcześniej zostały przejęte przez tarnowskie Azoty. Dlatego prawa obu grup na poziomie zarządu muszą być takie same. Nie wyobrażam sobie też takiej sytuacji, żeby jakieś decyzje były podejmowane wbrew strategii rozwojowej puławskich zakładów. To stawiam na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o sposób kontroli nad połączoną grupą.
Najlepszym modelem zarządzania byłby rozdział między tymi dwiema grupami kompetencji w zakresie produkcji wyrobów chemicznych, petrochemicznych i nawozów. Poszczególne zakłady przyszłej grupy powinny iść w kierunku pewnej specjalizacji.
Kogo namaści pan na prezesa grupy?
Decyzje personalne nie zostały jeszcze podjęte, dlatego za wcześnie na takie spekulacje. Ale wydaje mi się, że obaj prezesi potrafią się porozumieć. Głowa powstającej grupy będzie więc jedna w postaci całego zarządu, który wspólnie będzie podejmował decyzje.
Ale dyskusje przed podpisaniem umowy konsolidacyjnej były ponoć ożywione. Jak pogodzić dwie tak charyzmatyczne osobowości w jednym zarządzie?
To nawet dobrze. Procesy M&A zawsze budzą emocje. Wymagają też pewnej wrażliwości i elastyczności w podejściu po obu stronach, bo inaczej nigdy nie zakończyłyby się sukcesem. Obaj prezesi rozumieją, że nie ma alternatywy do tej fuzji, dlatego muszą się porozumieć.
Poza tym zbliżała się godzina 12 w nocy. Do tego czasu panowie zobowiązali się podpisać dokument, a to zawsze jest najlepszy motywator.
Stwierdził pan, że polska chemia powinna zacząć myśleć w kategoriach bardziej ambitnych projektów wartych miliardy, a nie miliony złotych. Czy są jeszcze jakieś pomysły oprócz petrochemii?
Kolejnym pomysłem są różnego rodzaju instalacje nawozowe i chemiczne, które powstaną w Tarnowie i Puławach. To inwestycje o trochę mniejszej skali niż projekt petrochemiczny, ale równie ważne.
Powstanie też elektrociepłownia gazowa w Puławach. Dzięki temu cztery spółki z grupy azotowej będą odbierać rocznie 3,5 mld m sześc. gazu.
Oczekuje pan zaangażowania się przez nie w projekty łupkowe. Czy spółki chemiczne mają po prostu gwarantować odbiór gazu, czy też finansować wydobycie?
Sektor chemiczny dziś musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy po pierwszych wynikach odwiertów na północy Polski, będzie chciał zaangażować się w te projekty. Tarnów i Puławy nie mają jeszcze spójnego stanowiska. Puławy już szukają możliwości zawarcia takiego porozumienia ze spółkami wydobywczymi i wchodzą w obszar badania pomysłów zagospodarowania w zakresie technologii szczelinowania.
Tarnów na razie mówi tylko o odbiorze gazu. Dlatego najpierw musi dojść do konsolidacji. Jeśli potem okaże się, że dzięki przystąpieniu do projektów wydobywczych otrzymają większy upust na zakup gazu, nie jest wykluczone, że obie spółki się w to zaangażują.
CV
Mikołaj Budzanowski ministrem skarbu jest listopada ubiegłego roku. Wcześniej przez ponad dwa lata był podsekretarzem stanu w tym resorcie odpowiedzialnym za nadzór nad strategicznymi spółkami w sektorze ropy i gazu oraz projektami dotyczącymi m.in. budowy terminalu LNG w Świnoujściu, wydobycia gazu łupkowego oraz rozbudowy infrastruktury do eksploatacji i przesyłu surowców energetycznych.