Fundusze inwestycyjne zamknięte to nieco mniej dziś znana część krajowego rynku, choć często twórcami tego typu produktów są znani zarządzający, związani niegdyś z rozpoznawalnymi TFI czy też działający od lat na własną rękę. Wyniki tego typu funduszy oczywiście trudno ze sobą zestawiać i porównywać – dostęp do informacji na temat portfeli czy strategii jest ograniczony, aczkolwiek nie można też FIZ-ów za to skreślać, zwłaszcza że znajdziemy wśród nich przykłady stabilnych, powtarzalnych wyników. Oczywiście nie jest to też rozwiązanie dla każdego, choćby z powodu minimum 40 tys. euro (około 170 tys. zł) potrzebnych na początek.
Płynność, płynność i jeszcze raz – jakość
Na stronach IZFiA jest już zestawienie wyników ponad 70 funduszy zamkniętych za ubiegły rok. Jednym z nowych produktów, który się tam znalazł, jest Arrow FIZ, zarządzany przez Michała Stalmacha. Stopa zwrotu rzędu 46,04 proc. w 2024 r. wygląda na imponującą, aczkolwiek fundusz działa od dwóch lat. Sam Stalmach tłumaczy, że selekcję firm rozpoczyna od analizy płynności, w myśl zasady, że akcje zawsze trudniej sprzedać niż kupić. – Przez wysoką płynność rozumiem możliwość sprzedaży portfela maksymalnie w ciągu dziesięciu sesji. Restrykcyjne podejście do obrotów sprawia, że potencjalne grono inwestycyjne na GPW (fundusz inwestuje tylko w krajowe podmioty na rynku głównym) zamyka się, w zależności od „popularności” lokalnego rynku, liczbą 70–80 spółek – mówi Stalmach. – Szukając nowych inwestycji do portfela, zadaję sobie często pytanie, czy możliwe jest, że dynamiczny rozwój spółki spowoduje, że jej kurs w ciągu najbliższych dwóch lat ma szansę się podwoić. W ostatnich dwóch latach w portfelu rokrocznie znajdowały się przynajmniej dwie, trzy spółki, które urosły o co najmniej 100 proc. – podkreśla. Jak dodaje, nie jest entuzjastą banków, a dużą część portfela stanowiła ekspozycja na rosnącą siłę nabywczą polskiego konsumenta oraz sektorowi liderzy z dużą ekspozycją zagraniczną. – W przypadku spółek, których produkty czy usługi mogą być skalowalne i oferowane poza Polską, wybieram podmioty z dobrymi osiągnięciami, a nie bazujące wyłącznie na obietnicach. Jeśli produkt bądź usługa okaże się sukcesem, potencjał wzrostu mierzonego przychodami możemy wtedy liczyć nie w procentach, ale w krotnościach – zaznacza Stalmach.