Ewentualne spadki dochodowości obligacji dadzą dodatkowy zarobek.
Dobre otoczenie
II półrocze będzie okresem obligacji długoterminowych – wybrzmiało niemal zgodnie z półrocznych prognoz zarządzających funduszami i analityków. I rzeczywiście, wydawało się, że wakacyjne tąpnięcie rynków akcji i zarazem gwałtowne umocnienie obligacji pod wpływem obaw o amerykański rynek pracy dość szybko tę prognozę zrealizowało, ale od połowy września rynki długu w USA i w Polsce słabną. Oprocentowanie amerykańskich papierów dziesięcioletnich we wtorek sięgało 4,2 proc., czyli poziomów sprzed lipcowego „wodospadu”, a to oczywiście oznacza też poziom o 23 pkt baz. wyższy od zamknięcia 2023 r. Oprocentowanie polskich papierów skarbowych zaś we wtorek docierało nawet do 5,77 proc., co oznacza, że do tegorocznych szczytów brakowało ledwie 10 pkt baz. To wszystko po długo wyczekiwanej obniżce stóp procentowych w USA aż o 50 pkt baz.
Efekt? Indeks polskich obligacji z nawet 4,4-proc. umocnienia jest już tylko 2,6 proc. nad kreską od początku roku, a fundusze długoterminowych obligacji skarbowych, które tylko w III kwartale średnio zarobiły po 3,6 proc., teraz mają na koncie marne 2 proc. z hakiem i to od początku roku.
Ostatnie zwyżki oprocentowania (spadki cen) amerykańskich obligacji to m.in. skutek zmian w oczekiwaniach co do ścieżki obniżek stóp procentowych w USA. – Rynek się pomylił – oznajmia Izabela Sajdak, zarządzająca BNP Paribas TFI. Jak wskazuje, na rynek długu za oceanem – obok korekty oczekiwań co do cięć stóp – wpływ ma też przedwyborcza niepewność.