Od początku roku indeks największych spółek z warszawskiego parkietu zostawił daleko w tyle wskaźniki giełdowe z rozwiniętych gospodarczo krajów europejskich. Przewagę WIG20 nad takimi indeksami jak DAX, CAC40, FTSE czy MIB widać wyraźnie w stopach zwrotu najlepszych funduszy akcji polskiego szerokiego rynku w zestawieniu z najbardziej rentownymi portfelami akcji europejskich. Te pierwsze od początku roku zarobiły po 20 proc. i więcej, te drugie „zaledwie" 10–15 proc. Czy teraz, gdy ewentualne zwycięstwo Marine Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji, a wcześniej partii Geerta Wildersa w wyborach do parlamentu w Holandii nie grożą już rozpadem Unii Europejskiej, warto mocniej postawić na akcje Starego Kontynentu kosztem polskich?
Role się odwrócą w dużych spółkach...
Odpowiedź brzmi: tak, choć niekoniecznie z przyczyn politycznych. Inwestorzy zdążyli już zdyskontować pozytywny scenariusz polityczny dla Europy, podkreśla Uwe Zoellner, szef zespołu ds. akcji europejskich we Franklin Local Asset Management. – Teraz uwaga inwestorów skupi się na zdolności nowego prezydenta Emmanuela Macrona do rządzenia po trudnej kampanii – komentuje.
– Dobra giełdowa rada mówi, żeby kupować plotki, a sprzedawać fakty. Wyniki wyborów są już faktem, i ich wpływ na dalsze zachowanie cen akcji może być już niewielki – zgadza się Adam Łukojć, dyrektor departamentu zarządzania portfelami akcji TFI Allianz.