Zawirowania na Bliskim Wschodzie sprawiły, że na rynku „czarnego złota" byliśmy świadkami ponadprzeciętnej zmienności. Najpierw mieliśmy do czynienia z mocnym wzrostem notowań, a później z równie szybkim spadkiem cen. Obecnie za baryłkę ropy typu WTI trzeba płacić niewiele ponad 59 dolarów, natomiast baryłka ropy typu Brent kosztuje około 65 dolarów. – Wpływ sytuacji na Bliskim Wschodzie na notowania ropy naftowej nadal jest istotny. Niemniej prawdopodobieństwo otwartej konfrontacji militarnej USA i Iranu wydaje się coraz mniejsze, a oba kraje wydają się skupiać raczej na podkopywaniu wzajemnej pozycji w tym rejonie świata – wskazuje Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ. Rynek nie lubi jednak próżni. W tym tygodniu oczy inwestorów zwrócone będą na Stany Zjednoczone i Chiny, które w środę mają podpisać porozumienie handlowe tzw. pierwszej fazy. – Porozumienie to rozwiązuje wiele spornych kwestii związanych z konfliktem handlowym obu państw. Nie jest to jeszcze długotrwały kompromis, lecz krok w jego kierunku, co nie zmienia faktu, że jest on odbierany pozytywnie.
Chiny mogą być kluczowym krajem decydującym o cenach ropy naftowej w bieżącym roku. Wynika to z faktu, że w ostatnich latach to właśnie Państwo Środka było głównym motorem wzrostu popytu na ropę naftową na świecie. O ile dynamiką wzrostu popytu doganiają je Indie, o tyle Chiny wciąż odgrywają na rynku ropy naftowej niebagatelną rolę. Informacje dotyczące chińskiego wzrostu gospodarczego będą prawdopodobnie w znaczącym stopniu przekładały się na oczekiwania dotyczące popytu na ropę w Chinach i na całym świecie – twierdzi Dorota Sierakowska.