Rozwój w kraju – m.in. z uwagi na konieczność uzyskania zgód na potencjalne przejęcia od Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów – jest dziś mało prawdopodobny, dlatego spółka mocno rozgląda się za granicą. – Szukamy możliwości akwizycyjnych. Analizujemy kilka biznesów, które działają na całym świecie – wyjawia nam Mateusz Juroszek, prezes STS.
Do transakcji może dojść w przyszłym roku. STS analizuje kilka kierunków. – Ciekawym rynkiem jest np. Afryka. To miliony ludzi i bogacące się społeczeństwa. Warto tam otwierać punkty bukmacherskie, choć jest problem z łącznością internetową i wiarygodnością banków – wyjaśnia Juroszek.
Spółka prowadzi już tam rozmowy w kontekście ewentualnych akwizycji. Szczegółów jednak nie zdradza. Poza przejęciami liczy również na sprzedaż własnych produktów i usług lokalnym bukmacherom. – Może będzie tak, że nasza spółka dostarczy komuś platformę bukmacherską – przyznaje prezes Juroszek.
STS poważnie myśli również o dojrzałym rynku europejskim. Szef spółki wśród atrakcyjnych celów wymienia Rumunię. – To duży rynek. Zachęcające są tam niskie podatki i fakt, że Rumuni obstawiają więcej niż Polacy – wskazuje prezes STS. – Od dawna przyglądamy się ponadto Czechom, choć to rynek mocno nasycony, ale bukmachersko 2–3 razy większy niż polski – kontynuuje.
Co ciekawe, STS bierze pod uwagę również Włochy. Tam rynek dynamicznie rośnie, a średnia stawka na zakład jest 4–5 razy wyższa niż w Polsce. U nas sięga ona kilkunastu złotych. To 2–3 razy mniej niż na zakłady wydaje Grek czy Słowak i 10 razy mniej niż Brytyjczyk.