Niezależnie od tego, jak będą zachowywały się indeksy na warszawskiej giełdzie, to już teraz można powiedzieć, że 2025 r. dla naszego rynku będzie wyjątkowy. Na GPW ma bowiem ruszyć WATS, czyli nowy system transakcyjny. Przynajmniej w teorii przejście na nowy system z perspektywy inwestorów powinno być „bezbolesne” i praktycznie niezauważalne. To, co jednak będzie działo się „na zapleczu”, czyli na samej giełdzie czy też w domach maklerskich, to wielkie emocje, znaki zapytania i niepewność do ostatniej chwili, czy na pewno wszystko się uda. Tak było też podczas poprzednich zmian technologicznych na GPW.
Warset pierwszym testem
Pierwszy wielki test technologiczny na naszym rynku mieliśmy 17 listopada 2000 r. Wtedy to wdrożony został system Warset. Wcześniej GPW korzystała z systemu opracowanego przez Societe de Bourse Francais oraz spółkę Euronext, jednak jego możliwości były ograniczone i wiadomo było, że szybciej czy później trzeba będzie przeprowadzić zmiany. Droga do Warsetu nie była jednak usłana różami. Jego start również był przesunięty względem pierwotnych założeń. Wiesław Rozłucki, który stał wtedy na czele GPW, nie ukrywa, że wdrożenie nowego systemu wiązało się nie tylko z ogromnym nakładem pracy, ale także wielkimi emocjami.
– To było dla nas być albo nie być – wspomina Rozłucki. Jak dodaje, droga do nowego systemu była bardzo wyboista. – Mieliśmy w pewnym momencie bardzo trudną sytuację. Francuzi, którzy odpowiadali za system, dostarczali nam wersje z błędami, twierdząc, że wszystkie błędy będą eliminowane na etapie testów. Nasi informatycy stali jednak na stanowisku, że chcą mieć system bez błędów. Różnice zdań były w pewnym momencie tak duże, że obie strony się „okopały” i nie chciały iść na ustępstwa. Wdrożenie systemu stanęło pod znakiem zapytania, więc postanowiłem zostać „kierownikiem” projektu. Na koniec każdego dnia spotykaliśmy się i wspólnie dyskutowaliśmy o postępie prac. Też musiałem podejmować decyzję o tym, jakie zmiany wprowadzać i na jakie rozwiązania wydać pieniądze. Dzięki temu byliśmy w stanie ruszyć do przodu – wspomina Rozłucki.
Przygotowania do uruchomienia systemu a jego start to jednak dwie różne kwestie.
– Najważniejszy jest pierwszy dzień, kiedy to również uwaga mediów jest skupiona na tym, czy wszystko się uda, czy też nie. Jeszcze przed startem systemu przeprowadzone zostały testy, które wskazywały, że nie ma już błędów pierwszego stopnia, które stawiałyby pod znakiem zapytania uruchomienie Warsetu. Mieliśmy za to około 150 błędów trzeciego stopnia, czyli tych mniej istotnych, które nie były krytyczne i które mogliśmy poprawiać już po starcie systemu. Ostatecznie mogliśmy więc mówić o sukcesie i po pierwszym dniu notowań faktycznie spadł mi kamień z serca – mówi Rozłucki.