I brak takiego przesłania był w ostatnich latach główną bolączką naszego rynku?
Będąc na różnego rodzaju konferencjach, bardzo często można usłyszeć, jak nasz rynek się rozwinął, jak sprawnie działają podmioty infrastrukturalne, i to oczywiście jest prawdą. Naturalnie pojawia się także cała lista słabości naszego rynku. Giełda przede wszystkim powinna sprzyjać pomnażaniu majątku i budowie wartości dla inwestorów i akcjonariuszy. Niestety, fakty same mówią za siebie. Jeśli popatrzymy na zachowanie głównych indeksów giełdowych w perspektywie kilku, a nawet dziesięciu lat, zobaczymy, że nie tylko indeksy w Stanach Zjednoczonych, w Niemczech, ale również chociażby na Węgrzech zachowywały się lepiej niż nasz WIG20. Skoro rynek daje słabe stopy zwrotu, to siłą rzeczy zainteresowanie nim będzie słabe. Dynamika naszych indeksów jest o tyle zastanawiająca w sytuacji, gdy nasza gospodarka w tym okresie radziła sobie naprawdę dobrze. Tymczasem stosunek kapitalizacji notowanych spółek krajowych do PKB w ostatnich latach dramatycznie spada. Tym samym giełda i nasz główny indeks, czyli WIG20, nie oddają tego, co się dzieje w gospodarce. Siłą rzeczy nasuwa się pytanie, dlaczego tak się dzieje?
No właśnie… dlaczego?
Na polskim rynku bardzo dużą rolę odgrywają spółki z udziałem Skarbu Państwa. To oczywiście samo w sobie nie musi być jeszcze problemem. Kłopot w tym, że przez długi czas inwestorzy, nie tylko zagraniczni, bardzo ostrożnie do nich podchodzili, bo mieli wątpliwości co do tego, jak przestrzegane są w nich zasady ładu korporacyjnego i jak prowadzony jest realny biznes. Prowadząc spółkę, zawsze można się oczywiście pomylić, podjąć złą decyzję. Niektóre pomysły mogą okazać się nietrafione. Takie rzeczy się po prostu zdarzają. Gorzej jednak, jeśli realizowane są pomysły, które niekoniecznie mają uzasadnienie biznesowe, a które służą bardziej realizacji jakiś odgórnych poleceń natury politycznej. Tego typu sytuacje niestety wcale nie były rzadkością w ostatnich latach i to niestety znalazło odzwierciedlenie w giełdowych wycenach tych spółek.
Teraz tego nie będzie?
Proszę zwrócić uwagę, że od wyborów indeksy warszawskiej giełdy, w tym również wspomniany WIG20, zanotowały bardzo mocne wzrosty. Można więc powiedzieć, że dostaliśmy na nowo duży kredyt zaufania. Na pewno więc zmieniło się postrzeganie naszego rynku. Oczywiście można powiedzieć, że może być to nieco na wyrost, ale tak jak już wspomniałem: obecna narracja ze strony rządzących bardzo różni się od tego, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej, i to na pewno może napawać optymizmem.
Tylko czy na samych słowach się nie skończy? Jak to się mówi w mojej branży: „papier w końcu przyjmie wszystko”?
Oczywiście nie można wykluczyć żadnego scenariusza. Patrząc jednak na to, co dzieje się wokół spółek związanych ze Skarbem Państwa, można domniemywać, że nie będą to tylko słowa. Oczywiście ciężko mi oceniać poszczególne spółki, ale moja ogólna obserwacja prowadzi mnie do wniosku, że chociażby obecne wybory kadrowe w tego typu spółkach wyglądają zupełnie inaczej, niż to odbywało się wcześniej. Mam wrażenie, że faktycznie wybierane są osoby, które w większości mają odpowiednie kompetencje i doświadczenie zawodowe. Tak jak już wspomniałem: to oczywiście może nie wystarczyć do tego, że spółka będzie dobrze funkcjonowała i się rozwijała. Otoczenie biznesowe w obecnych czasach jest bardzo zmienne, złożone i niepewne. Czym innym jest jednak popełnienie błędu, a czym innym realizacja celów, które nie mają zbyt wiele wspólnego z biznesem.
Czyli jak do pana, jako członka Rady Giełdy, jakiś polityk przyjdzie „po prośbie”, to nie ma co liczyć na taryfę ulgową?
Wszystko zależy od tego, jakiego rodzaju byłaby to propozycja. Wielokrotnie w przeszłości, kiedy chociażby byłem prezesem GPW, politycy przychodzili, a raczej dzwonili, z różnymi sugestiami. Część z nich miała charakter bardzo „miękki” i nie wpływała ona w żaden sposób na funkcjonowanie spółki. Z takimi prośbami nie miałem żadnego problemu i jeśli tylko potrafiłem, to pomagałem. Zdarzały się jednak też takie, które jednak dość mocno ingerowały w biznes, narażały GPW na ryzyka i na takie działania nigdy nie było i nie będzie mojego przyzwolenia.
Jeśli jednak pojawiłaby się propozycja z kategorii tych „nie do odrzucenia”, odmówi pan, nawet kosztem stanowiska?
Zdecydowanie tak. Tak jak powiedziałem na początku… zdaję sobie sprawę, że ja już niewiele mogę zyskać, dołączając do Rady Giełdy, a wiele mogę stracić. Wydaje mi się, że przez te wszystkie lata udało mi się wypracować poważanie i szacunek środowiska. To jest mój kapitał, którego nie zamierzam roztrwonić. Będę na pewno o niego starannie dbał. Zdaję sobie sprawę, że moje koleżanki i koledzy, którzy zasiadają w Radzie Giełdy, mogą być bardziej ostrożni w swoich opiniach i uważać na słowa. Ja na szczęście nie mam już takich dylematów. Jeśli będzie działo się coś złego, coś, co będzie odbiegało od standardów rynkowych, będę pierwszym, który będzie o tym głośno mówił. Na nieprawidłowości, w szczególności jeśli chodzi o GPW, nie ma i nie będzie mojego przyzwolenia.