W czwartek, gdy rozpoczął się rosyjski atak na Ukrainę, złoty był nawet słabszy, kurs euro zbliżał się do 4,72 zł. W piątek sytuacja na rynkach finansowych nieco się uspokoiła. Analitycy tłumaczyli to tym, że sankcje, które na Rosję nałożył początkowo Zachód, nie były tak drastyczne, aby mogły mieć silnie negatywny wpływ także na gospodarkę Europy.
W weekend sankcje zostały jednak mocno zaostrzone. Zamrożona została duża część zagranicznych aktywów Banku Rosji, a duża część tamtejszych banków została odcięta od systemu SWIFT. Na rynkach finansowych pojawiły się obawy, że sparaliżuje to eksport ropy i gazu z Rosji. Dodatkowo, w ramach działań odwetowych Rosja ogłosiła, że obcokrajowy od poniedziałku nie będą mogli sprzedać rosyjskich aktywów.
Czytaj więcej
Zachód zdecydował się na odcięcie niektórych rosyjskich banków od systemu SWIFT. Za pomocą tego systemu instytucje z Rosji wykonywały około 1,5 mln poleceń zapłaty w każdy dzień roboczy. Teraz wszystkie te operacje będą musiały zostać wykonane w sposób manualny.
Analitycy z Banku Millennium zwracają uwagę, że jeśli kurs euro przebije techniczną barierę na poziomie 4,72 zł, to będzie miał otwartą drogę do ataku poziomu 4,78, a następnie 4,83 oraz 4,92.
Już na początku konfliktu część analityków wskazywała, że złoty, jako najbardziej płynna waluta regionu, może być wyprzedawany przez zagranicznych inwestorów niejako w zastępstwie rubla. Pomimo osłabienia złotego, tego zjawiska na razie nie widać. Złoty w poniedziałek traci na wartości podobnie jak węgierski forint i tylko nieco bardziej niż czeska korona.