Od dawna zakładałem, że wrzesień może być już trudny po „letniej hossie”, i czekałem, czekali wszyscy, na to, co powie Jerome Powell, szef Fedu, podczas sympozjum w Jackson Hole.
Występował w pierwszym dniu (26 sierpnia) i wydawało się, że niczym zaskoczyć rynków nie jest w stanie (ja też tak uważałem). Dlatego też dzień wcześniej indeksy na Wall Street zyskały po ponad 1,5 proc. Mówiono sobie, że przecież Powell co prawda będzie miał „jastrzębie” przesłanie, ale wielu ludzi z Fedu już przed nim latem wypowiadało się i to specjalnie rynkom nie szkodziło, bo letnia hossa miała się dobrze.
Powell jednak zaskoczył. I to nie tylko tym, że mówił niezwykle krótko – siedem–osiem minut – co na tak poważnym wydarzeniu, jakim jest sympozjum Fedu w Jackson Hole, było naprawdę zaskakujące. Zalecałbym prezesowi Adamowi Glapińskiemu, żeby też mówił tak krótko i unikał jak ognia polityki. Zdobyłby wtedy poważanie rynków i jego wypowiedzi miałyby wpływ na oczekiwania inflacyjne Polaków. Nawiasem mówiąc, to, że RPP po raz 11. podniosła stopy (do 6,75 proc.), według mnie nie będzie miało najmniejszego wpływu na inflację.
Wystąpienie Powella było bardzo mocno „jastrzębie”. Spokojnie mogę powiedzieć, że nigdy nie słyszałem niczego tak mocnego z ust szefa Fedu. Było to kompletne i zupełne zaprzeczenie tego, co rynek zrozumiał z konferencji prasowej po lipcowym posiedzeniu FOMC. Wtedy mówiono o „gołębim” przesłaniu, o tym, że może już na początku 2023 r. Fed zacznie stopy obniżać. Ja wtedy, też publicznie, twierdziłem, że rynek się myli, a Powell brzmi jak klasyczny „jastrząb”. Jak widać, rynek rzeczywiście się pomylił, więc Powell musiał dać inwestorom „po łapach”.
Pamiętać trzeba, że kilka lat temu jeden z emerytowanych członków FOMC zdradził, że Fed całkiem świadomie pomaga rynkowi akcji, bo dzięki temu rośnie „efekt bogactwa” (w USA zamożność 60 proc. rodzin w części zależy od rynku akcji). Wzrost tego efektu zwiększa chęć do wydawania pieniędzy, a ponad 90 proc. PKB w USA zależy od popytu wewnętrznego. Spadki indeksów giełdowych oczywiście zmniejszają ten efekt, a to zmniejsza strumień pieniądza wydawanego na zakupy ludności, co oczywiście hamuje wzrost cen.